Blisko 600 tys. pracowników z Ukrainy odprowadza w Polsce składki do ZUS. Szacunki mówią jednak, że w naszym kraju przebywa w sumie ok. 3 mln Ukraińców. Potrzebują ich polscy pracodawcy, polskie uczelnie, wynajmujący mieszkania, usługodawcy, cała gospodarka.
Imigranci zza wschodniej granicy stali się też ważnymi klientami banków i firm świadczących usługi finansowe, bo wielu z nich zarobione w Polsce pieniądze przekazuje bliskim, którzy pozostali na Ukrainie.
39-letni Taras, z wykształcenia ekonomista, od dwóch miesięcy pracuje we wrocławskiej piekarni. Zarabia na rękę 2,5 tys. zł. Doskwiera mu wstawanie w środku nocy i praca, której uczy się od podstaw. Nie chce jednak szlifować polskiego. Dlatego na razie taka posada musi wystarczyć. Zawodowo lepiej wiedzie się jego żonie, która biegle włada angielskim i jako informatyczka zarabia we wrocławskim „mordorze” 5,2 tys. zł.
Nie mają dzieci. Wynajmują skromną kawalerkę na obrzeżach miasta. Rozważają jednak kredyt, zakup własnego mieszkania i pozostanie w Polsce na stałe, mimo że częścią zarobionych pieniędzy dzielą się jeszcze z rodzicami Tarasa, którzy pozostali na Ukrainie. Stale szukają sposobu, by zrobić to możliwie najszybciej, najtaniej i najbezpieczniej.
Szukając szans na inne życie
Taras należy do licznego grona obcokrajowców w naszym kraju. Niemal w każdym polskim mieście czy miasteczku na ulicach da się dziś usłyszeć rozmawiających po ukraińsku. Budują drogi, remontują mieszkania, obsługują w sklepach i restauracjach, przyjmują w gabinetach lekarskich, pracują jako programiści, mechanicy, kosmetyczki itp. itd.
Nie sposób marginalizować roli przybywających ze Wschodu pracowników w starzejącym się polskim społeczeństwie. Z oficjalnych danych ZUS wynika bowiem, że ogromną większość (75 procent) zatrudnionych w naszym kraju imigrantów stanowią ludzie stosunkowo młodzi – mają więcej niż 19 lat i mniej niż 44 lata. Przed nimi zatem całe zawodowe kariery bądź wiele lat pracy. Dość łatwa do przeskoczenia bariera językowa sprawia, że decydują się oni na dłuższy związek z Polską. Sprowadzając tu lub zakładając rodziny, łatają u nas lukę demograficzną.
Co będzie za rok?
Istnieje dość poważne zagrożenie, że w przyszłym roku Taras, jego żona oraz znaczna część pracowników z Ukrainy staną przed pokusą, by opuścić Polskę. Z badań Międzynarodowego Funduszu Walutowego wynika, że do naszego kraju przyciąga ich wizja zarobków trzykrotnie wyższych niż nad Dnieprem. I chociaż płace w Polsce statystycznie rosną w dynamicznym tempie, to i tak pozostają znacznie niższe niż w Niemczech. Tymczasem właśnie Niemcy chcą w 2020 r. otworzyć swój atrakcyjny rynek pracy dla Ukraińców.
Przygotowany w tym roku raport pt. „Pracownik z Ukrainy – między Polską a Niemcami” (autorzy EWL S.A. i Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego) skłania do wniosków, że imigrantów ze Wschodu skuszą pensje w euro. Otóż co piąty ankietowany deklarował gotowość przeprowadzki do Niemiec już w 2019 r. Aż 40 procent(!) respondentów nastawiało się na wyjazd za Odrę i Nysę w 2020 r. To jednak nie koniec. 25 proc. badanych mówiło o wyjeździe z Polski do Niemiec w 2021 r.
Trudno oszacować, ilu z nich zrealizuje swoje zapowiedzi. Podobnie jak to, czy miejsca wyjeżdżających zajmą kolejni przybysze. Niemniej już w ub. roku pojawił się sygnał ostrzegawczy. Trzeci kwartał 2018 r. był w ZUS-owskich statystykach pierwszym od wielu lat, w którym spadła (o 20 tys.) liczba ukraińskich pracowników, którzy odprowadzali w naszym kraju składki od wynagrodzeń.
Nie próżnują, współtworzą PKB
Utrata Tarasa, jego żony oraz całej ogromnej grupy przybywających do Polski z Ukrainy osób w wieku produkcyjnym byłaby dla naszego kraju stratą trudną do powetowania. Dlatego wypada trzymać się wersji, że np. argumenty bliższej odległości od ojczyzny, możliwość porozumiewania się bez biegłej znajomości języka przekonają część Ukraińców do pozostania w Polsce. Ich wpływ na polską gospodarkę jest bowiem niebagatelny. W lutym br. z raportu Międzynarodowego Funduszu Walutowego dowiedzieliśmy się, że ub. roku napływ pracowników z Ukrainy aż w połowie współtworzył wynoszący 2,8 proc. roczny wzrost zatrudnienia.
Teraz przechodzimy do statystyk ZUS, z których wynika, że goście zza wschodniej granicy z zasady przyjeżdżają do Polski po to, by pracować. Z blisko 600 tys. oficjalnie zatrudnionych zaledwie 1345 osób miała status bezrobotnych. Stopa bezrobocia była zatem rekordowo niska, wynosząc 0,24 proc. Marcin Lipka, główny analityk Cinkciarz.pl, podsumowywał w swojej publikacji, że dane Międzynarodowego Funduszu Walutowego oraz Głównego Urzędu Statystycznego uprawniają do wniosku, że „dodatni wpływ migracji na wzrost PKB w każdym z ostatnich trzech lat można szacować na mniej więcej 0,5 pkt procent”.
Dla polskich pracodawców nie bez znaczenia pozostaje fakt, że Ukraińcy godzą się (czy jeszcze?) na stawki niższe niż polscy pracownicy. Z ZUS-owskich danych możemy wyczytać, że np. przez trzy kwartały ub. roku wysokość średniej miesięcznej podstawy wymiaru składek na ubezpieczenie emerytalne i rentowe wynosiła 2,8 tys. zł w przypadku zatrudnionych w Polsce Ukraińców. Tymczasem w tym samym okresie przeciętna dla wszystkich pracujących w naszym kraju dobijała do kwoty 3,6 tys. zł. Co to oznacza? Statystycznie przybysze z zagranicy zarabiali o 20 procent mniej niż Polacy. Mimo to Międzynarodowy Fundusz Walutowy zaznaczał w swoim raporcie, że zarobkowi emigranci, czyli w znacznej mierze Ukraińcy, wspierali u nas konsumpcję, choć przecież celem wielu z nich było wysyłanie części wynagrodzeń do bliskich, którzy pozostali w ojczyźnie.
Przyzwyczajeni do znacznie niższych pensji
Pensje na Ukrainie w żaden sposób nie przystają do unijnej średniej, należą do najniższych w Europie. Przeciętna pensja netto w Luksemburgu i Danii przekracza 3 tys. euro, w Niemczech jest grubo wyższa niż 2 tys. euro, w Polsce sięga blisko 850 euro. Na dole unijnej tabeli płac plasuje się Bułgaria, która oferuje zarobki w wysokości niespełna 500 euro netto miesięcznie. Jednak to i tak nieco więcej niż nad Dnieprem, gdzie pracownicy zarabiają średnio niecałe 450 euro.
Z raportu o „Barometrze Imigracji Zarobkowej” dowiadujemy się, że przybysze z Ukrainy w dość sporej mierze ograniczają swojej wydatki w Polsce, aby zarobione pieniądze odkładać i przekazywać do ojczyzny.
W ub. roku blisko połowa (45 procent) ukraińskich respondentów określiła, że do miesięcznego utrzymania w Polsce wystarcza im kwota rzędu 200-500 zł. Oczywiście trzeba się liczyć, że w związku ze znacznymi podwyżkami cen żywności w naszym kraju wzrosły także wydatki gości z zagranicy. Tyle że dane te będą znane dopiero w przyszłym roku. Pozostaje zatem bazować na badaniach dostępnych. A z tych wynika, że zaledwie 16 procent pracowników z Ukrainy w ub. roku wydawało na swoje utrzymanie miesięcznie między 500 a 1000 zł. Pozostali w większości żyli jeszcze oszczędniej.
Smakowity kąsek dla banków i firm finansowych
Narodowy Bank Polski poinformował, że w II kwartale ub. roku pracujący w Polsce cudzoziemcy wysłali za granicę łącznie 3,7 mld zł. Była to kwota o 0,4 mld zł większa niż przed rokiem. Nie ma szczególnego zaskoczenia w fakcie, że blisko 90 proc. tych środków (3,3 mld zł) przesłali do swoich bliskich pracownicy z Ukrainy. Suma ich transferu także zwiększyła się w porównaniu z II kwartałem poprzedniego roku, gdy wynosiła 3 mld zł. Nieznacznie zmniejszył się natomiast procentowy udział, bo przed dwoma laty aż 91 proc. środków trafiło na Ukrainę.
Powyższe dane powstały rzecz jasna na bazie oficjalnych metod transferowania pieniędzy za granicę. Chodzi tutaj o przelewy bankowe oraz usługi licencjonowanych firm, które specjalizują się w zagranicznych przekazach pieniężnych.
Każdy taki przelew na Ukrainę wiąże się najczęściej z opłatą, prowizją i przewalutowaniem. Dlatego konkurencja na rynku tego typu usług jest spora, a Taras i jego żona szukają najkorzystniejszych dla siebie sposobów, by z Polski wesprzeć rodziców, którzy pozostali na Ukrainie. Wybór wydaje się spory. Szybko spostrzegli jednak, że przelew ze złotowego konta w polskim banku na rachunek bankowy na Ukrainie słono kosztuje. M.in. dlatego niektórzy obywatele Ukrainy sięgają po metody wyjęte z minionej epoki, przekazując pieniądze przez np. podróżujących znajomych czy kierowców TIR-ów.
Konkurencyjna wobec banków wydaje się oferta fintechów, czyli firm świadczących usługi finansowe online. Zalety? Najczęściej chodzi po prostu o niższe opłaty, ale chodzi także o bezpieczeństwo, szybkość i wygodę. Gdy usługodawca spełnia wymogi Komisji Nadzoru Finansowego, oferuje przekaz z jednoczesną opcją przewalutowania z niskim spreadem (różnica między ceną zakupu i sprzedaży waluty), a do tego proponuje intuicyjne aplikacje mobilne, wówczas może liczyć na zainteresowanie ze strony Tarasa, jego żony oraz wielu innych pracujących w Polsce cudzoziemców. Przelewy na Ukrainę czy też rachunki oszczędnościowe dla obywateli kraju znad Dniepru stały się na tyle ważne, że branżowe portale regularnie publikują rankingi, które ułatwiają klientom wybór najkorzystniejszej oferty.
ВНИМАНИЕ:
Незабаром ми запропонуємо термінові перекази валюти до України
TAG: Перекази з Польщі в Україну, Переводы из Польши в Украину, Платежи из Польши в Украину