W walutowym świecie uchodzi za oazę stabilności i korzystną lokatę kapitału w czasach rynkowej niepewności. W Polsce najbardziej kojarzony z kredytami hipotetycznymi. Szczęściarzami mogą wydawać się ci, którzy na co dzień zarabiają we frankach.
Zanim nastał frank
Frank szwajcarski (CHF – Confederatio Helvetica Frank) stał się oficjalną narodową walutą w 1850 roku. Dziś może się wydawać niewiarygodne, że wcześniej na terenie stosunkowo niewielkiej Szwajcarii, zajmującej siedem razy mniejszą powierzchnię niż Polska, stosowano różne jednostki płatnicze.
Były to m.in.: talary bazylejskie, talary berneńskie, talary genewskie, talary Zurychu, talary St. Gallen, guldeny. Przed 1850 r. szwajcarskie kantony, półkantony, miasta, banki i opactwa miały emitować aż ponad 8 tys. różnych monet i banknotów o innych wartościach oraz nominałach.
Mieszkańcom kilkumilionowego kraju nie łatwo było się w tym połapać. M.in. dlatego regionalne waluty z reguły służyły do drobnych transakcji w obrębie np. kantonów. Natomiast poważniejsze rozliczenia następowały przy użyciu pieniędzy używanych w Niemczech lub we Francji.
Kres monetarnej różnorodności zapowiadała Szwajcarska Konstytucja Federalna z 1848 r. Zawarto w niej zapis, że wyłącznie rząd federalny stanie się podmiotem właściwym do emisji pieniądza. 7 maja 1850 r. na mocy przyjętej ustawy w Szwajcarii zaczął obowiązywać frank, którego wartość na początku równała się frankowi francuskiemu, wprowadzonemu 55 lat wcześniej.
Z publikacji na portalu Narodowego Banku Polskiego wynika, że pierwowzorem obecnej waluty Szwajcarii mógł być frank helwecki, bity w latach 1798-1803.
Unia oraz standardy srebra i złota
Szwajcarię, Francję, ale także Belgię i Włochy, w 1865 r. połączyła Łacińska Unia Walutowa. Jej państwa członkowskie umówiły się, by powiązać swoje pieniądze z metalami szlachetnymi. Jeden frank miała mieć równowartość 4,5 grama srebra bądź 0,29 grama złota.
Łacińska Unia Walutowa rozpadła się formalnie w 1927 r., chociaż w praktyce doszło do tego już kilka lat wcześniej. Mimo to frank utrzymywał założone standardy srebra i złota aż do 1936.
Wielki kryzys gospodarczy, który ogarnął niemal cały świat, doprowadził wówczas do 30-procentowej dewaluacji franka. Z podobnym problemem borykali się zresztą użytkownicy głównych walut świata: dolara amerykańskiego, funta brytyjskiego czy franka francuskiego. Jak się później okazało, była to jedyna tak drastyczna obniżka wartości szwajcarskiej waluty.
W 1945 r., gdy kończyła się II wojna światowa, zachowująca militarną neutralność Szwajcaria przyłączyła się do systemu Bretton Woods, który regulował finansowe i handlowe relacje między Stanami Zjednoczonymi, Australią, Japonią, Kanadą i państwami Europy Zachodniej. Kurs franka szwajcarskiego wiązał się wtedy z walutą USA oraz złotem. 1 CHF stanowił równowartość 0,2 grama złotego kruszcu, z kolei 1 USD kosztował ok. 4,3 CHF.
Jednocześnie już u schyłku wojny państwa zwycięskiej koalicji głośno krytykowały postawę Szwajcarii. Nie chodziło tu jednak o jej neutralność, tylko o politykę skupowania przez Szwajcarski Bank Narodowy (Swiss National Bank, stąd skrót SNB) złota, które mogło pochodzić z rezerw państw podbijanych przez nazistów. W ramach rekompensaty, a także, by uniknąć światowego bojkotu, Szwajcaria zobowiązała się do wypłaty 250 mln franków szwajcarskich poszkodowanym w II wojnie światowej państwom oraz do zlikwidowania kont bankowych, które w szwajcarskich bankach zakładali obywatele Niemiec.
Bezpieczna przystań
Na rynku walutowym frank od wielu lat należy do grupy tzw. bezpiecznych przystani (safe heaven). Innymi słowy, chodzi o instrumenty finansowe, do których przepływa kapitał inwestorów w okresach rynkowych zawirowań i zwiększonego ryzyka. Oprócz CHF do tzw. bezpiecznych przystani zalicza się również: złoto, jeny japońskie, dolary amerykańskie oraz obligacje rządowe.
Frank swoją przynależność do tej grupy długo zawdzięczał m.in. silnemu pokryciu w złocie. Aż do początków obecnego wieku co najmniej 40 proc. wszystkich wyemitowanych franków pokrywały rezerwy szlachetnego metalu. I chociaż w rezultacie referendum Szwajcarzy znieśli ten próg, to ich waluta dość szybko i konsekwentnie zyskiwała na wartości.
Ważnym wydarzeniem był tu kryzys finansowy z 2011 r. – apogeum gigantycznego zadłużenia Grecji oraz kłopotów gospodarczych w USA i w państwach Europy Zachodniej. W atmosferze podwyższonego ryzyka i niepewności globalni inwestorzy wytworzyli coraz większy popyt na franka, jako jedną ze wspomnianych już tzw. bezpiecznych przystani. W efekcie kurs CHF/USD najpierw przekroczył próg 1,10, a następnie 1,30.
Siła franka stała się wtedy zagrożeniem dla krajowej gospodarki. Bank Szwajcarii, chcąc uniknąć przeszacowania swojej waluty, postanowił działać, wprowadzając minimalny kurs wymiany 1,20 franka za 1 euro. Doszło wówczas do ok. 8-procentowego spadku wartości CHF względem 16 najpopularniejszych walut świata, w tym ok. 9-procentowego spadku wobec dolara amerykańskiego.
Czarny czwartek
15 stycznia 2015 r. – ten dzień przeszedł do historii światowej finansjery jako (kolejny już) czarny czwartek.
Szwajcarski Bank Narodowy uwolnił swoją walutę od minimalnego kursu względem euro. Doprowadziło to istnej paniki na rynkach oraz nagłego skoku wartości CHF. W relacji do wielu głównych walut frank zyskał jednego dnia, a nawet w jedną godzinę, nawet po kilkadziesiąt procent.
Bank motywował swoje posunięcie m.in. tym, że wspólna europejska waluta konsekwentnie traciła wobec dolara amerykańskiego, co z kolei ciągnęło za sobą w dół kurs franka.
Za tak nagłą zmianę wartości CHF zapłacili m.in. importerzy towarów wytwarzanych w Szwajcarii czy też pożyczkobiorcy, którzy zaciągali zobowiązania w szwajcarskiej walucie. W Polsce dotyczyło to tysięcy kredytów hipotecznych. O niebagatelnych podwyżkach mogli mówić również turyści wybierający się do alpejskiego państwa. Dla odmiany zatrudnieni w Szwajcarii, którzy na stałe mieszkali np. we Włoszech, Austrii czy w Niemczech i głównie tam wydawali zarobione pieniądze, jednego dnia zyskali niejako kilkudziesięcioprocentowe podwyżki.
W kolejnych latach i po kolejnych wahaniach kursów franka w Szwajcarii pojawiły się ujemne stopy procentowe depozytów bankowych, co oznaczało, że deponenci dopłacali do tego, że przechowują pieniądze w szwajcarskich bankach. SNB m.in. w ten sposób stara się doprowadzić do spadku wartości franka.
Monety i banknoty
Obecnie szwajcarska waluta występuje w banknotach o nominałach 10, 20, 50, 100, 200 i 1000 franków. Zawierają one wizerunki: odpowiednio – Le Corbusiera, architekta i urbanisty z ub. wieku, kompozytora Arthura Honeggera, Sophie Taeuber-Arp, artystki, malarki, rzeźbiarki i projektantki, Alberto Giacomettiegio, rzeźbiarza i rysownika, powieściopisarza Charlesa-Ferdinada Ramuza oraz Jacoba Burckhardta, historyka sztuki i kultury, który żył w XIX w. Do końcówki ub. stulecia w obiegu występował także banknot 500-frankowy, ponieważ jednak nie cieszył się dużą popularnością, został zastąpiony przez banknot o nominale 200 franków.
Obywatele Szwajcarii, w zależności od regionu, posługują się językami: francuskim, niemieckim, włoskim i romańskim. Wszystkie wymienione należą do języków urzędowych w tym państwie. Dlatego też na banknotach widnieją informacje w czterech językach.
1 frank szwajcarski dzieli się na 100 centymów, które w różnych regionach językowych występują także pod nazwami: Rappen, rap, centesimo. Aktualnie są dostępne monety o nominałach: 5, 10, 20 i 50 centymów oraz 1,2 i 5 franków.
CHF jest prawnym środkiem płatniczym nie tylko w Szwajcarii, ale też w Księstwie Liechtensteinu oraz we włoskiej enklawie Campione d’Italia.
Wysokie ceny, jeszcze wyższe płace
Pensje w Szwajcarii należą do najwyższych na świecie. Konkrety? Ponad 91 procent zatrudnionych na etacie, bez względu na wiek i wykształcenie, zarabia więcej niż 4 tysiące franków szwajcarskich miesięcznie. W przeliczeniu na polską walutę wychodzi ok. 16 tys. złotych. To jednak i tak niewiele w zestawieniu z najczęściej występującą w alpejskim kraju kwotą wypłaty.
Według Federalnego Biura Statystycznego wynosi ona 6,5 tys. franków, czyli wg kursów Cinkciarz.pl z 17 lutego 2020 r. ok. 26 tys. zł. Co więcej, ponad 20 procent etatowych pracowników w Szwajcarii zarabia nieco więcej niż 8 tys. CHF, co daje kwotę ok. 32 tys. zł miesięcznie. W zarobkowej elicie, czyli grupie stanowiącej ok. 10 procent zatrudnionych, średnia wykracza poza 53 tys. CHF, co przekłada się na 212 tys. zł miesięcznie. Dane dotyczą wynagrodzeń brutto, a zatem jeszcze przed potrąceniem podatków oraz składek zdrowotnych.
Wysokie pensje przydają się Helwetom, gdy trzeba zrobić np. podstawowe zakupy spożywcze. Ceny w Szwajcarii znacznie przebijają europejską średnią. Kostka masła kosztuje w przeliczeniu 11-12 zł, kilogram mięsa z kurczaka ok. 60 zł, kilogram cukru ok. 10 zł, paczka papierosów ponad 30 zł.