U złotego odwrotnie niż w pogodzie: za oknami burze i nawałnice, a w notowaniach polskiej waluty uspokojenie i odrabianie strat. W kolejnym odcinku podcastu walutowego Cinkciarz.pl „Kurs na weekend" podsumowaliśmy minione tygodnie na rynku i zarysowaliśmy perspektywy notowań euro, dolara i funta na drugie półrocze.
Położenie złotego diametralnie odbiega od sytuacji w pogodzie. Za oknem nawałnice i burze, a w notowaniach złotego uspokojenie, korekta i odrabianie strat. Kurs euro zmierza do zamknięcia miesiąca w okolicy 4,50 zł, za dolara płacimy mniej niż 3,80 zł, frank wyceniany jest na niespełna 4,15 zł.
Wakacje za pasem. Wielkimi krokami zbliża się również koniec kwartału. Z tego względu w tym odcinku, zgodnie z obietnicą, pochylimy się nad perspektywami kilku najważniejszych walut w relacji do złotego i skrótowo podsumujemy to, co działo się w minionych miesiącach na rynkach finansowych. Zapraszam do odsłuchu kolejnego odcinku „Kursu na weekend”, rynkowego podcastu Cinkciarz.pl. Bartosz Sawicki.
W dzisiejszym odcinku pod lupę weźmiemy perspektywy euro, dolara i funta. W kolejnym odcinku przedstawimy prognozę dla pozostałych walut gospodarek rozwiniętych, m.in. franka i walut skandynawskich. Zanim jednak przejdziemy do naszych prognoz walutowych, wypada podsumować to, co działo się w minionych kilkunastu tygodniach.
Przełom marca i kwietnia, czyli początek właśnie dobiegającego końca kwartału, to był szczególnie trudny czas dla złotego. Wówczas znajdował się on pod presją połączenia niesprzyjających warunków na rynkach światowych. Dolar zyskiwał, taniały amerykańskie obligacje, nerwowe chwile przeżywano na Wall Street. Polskiej walucie nie sprzyjały także czynniki krajowe, a tymi były trzecia fala pandemii i zachorowań na koronawirusa oraz obawy przed potencjalnie bardzo niekorzystnym dla polskiego sektora bankowego i – co się z tym wiąże – dla złotego wyrokiem Sądu Najwyższego i Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie frankowiczów.
Taka kombinacja przełożyła się na bardzo mocną wyprzedaż złotego. Kurs euro osiągał przecież poziomy zbliżone do 4,70 zł. Wspólna waluta kosztowała najwięcej od 12 lat i globalnego kryzysu finansowego. Wraz z początkiem wiosny ciemne chmury kłębiące się nad złotym zaczęły się jednak rozstępować, a polska waluta ostro ruszyła do odrabiania strat. Kurs euro zanotował na początku czerwca poziomy zbliżone do 4,40 zł. Tym samym był najniżej, od grudnia, kiedy Narodowy Bank Polski zaczął osłabiać złotego swoimi interwencjami. Kurs dolara zanotował jeszcze potężniejszy procentowy spadek i zanurkował w okolice 3,60 zł.
Ostatnie dwa-trzy tygodnie to jednak spore zawirowania, które przełożyły się na zakończenie sielanki złotego. Kurs EUR/PLN powracał nawet w okolice 4,56 zł, dolar podrożał o ponad 20 gr względem minimów z początku czerwca. W przypadku tych bardzo dynamicznych, gwałtownych przystosowań znów mamy efekt połączenia dwóch rodzajów czynników. Z jednej strony wystąpiło znaczne rozczarowanie nastawieniem Rady Polityki Pieniężnej, która bardzo nie chce przyznać, że sytuacja makroekonomiczna może wymagać szybszego podnoszenia stóp procentowych, niż wcześniej zakładano, czyli wcześniej niż w połowie przyszłego roku. Z drugiej strony amerykańska Rezerwa Federalna oznajmiła, że już teraz rozpoczyna dyskusję nad odcinaniem gospodarce monetarnej kroplówki, której podstawowym składnikiem jest skup aktywów w wysokości minimum 120 miliardów dolarów na miesiąc. Fed komunikował jednocześnie, że nieco bliższe są również podwyżki stóp procentowych. Oczywiście, jest to dość odległa perspektywa roku 2023, ale nie da się nie zauważyć, że środek ciężkości w Rezerwie Federalnej zdecydowanie przesuwa się w kierunku wcześniejszej normalizacji polityki.
Dochodzimy do kluczowego pytania: co dalej? Jeżeli chodzi o polską walutę, to jej perspektywy postrzegamy pozytywnie. Powinno wynikać to z bardzo silnego wzrostu w naszej gospodarce. W tym roku dynamika PKB przekroczy najprawdopodobniej 5 proc. Taki wynik może się powtórzyć również w przyszłym roku. W bieżącym kwartale dynamika PKB rok do roku zapewne osiąga wartości dwucyfrowe. Jednocześnie bardzo silne są gospodarki naszych głównych partnerów handlowych. Koniunktura w strefie euro, bazując na ostatnich odczytach kluczowych wskaźników, jest najlepsza od 15 lat, co jest oczywiście efektem rozlewania się popytu odroczonego przez pandemię.
Globalnie wzrost gospodarczy również będzie bardzo silny, co będzie kierować kapitał w kierunku rynków wschodzących. Dodatkowymi atutami złotego są również: sytuacja w bilansie płatniczym oraz majacząca na horyzoncie podwyżka stóp procentowych. Prędzej czy później, będzie ona czynnikiem wspierającym złotego. Tym bardziej że inne banki centralne naszego regionu, czyli Węgier i Czech, w tym tygodniu podniosły już stopy procentowe. Sprawia to, że złoty będzie korzystał na normalizacji polityki w momencie, kiedy inne banki centralne regionu być może będą już po całym cyklu zacieśniania. W szerszym horyzoncie złoty ma zatem większy potencjał do odrabiania strat względem euro, co powinno przekładać się również na relatywną się względem forinta i korony czeskiej. Nie wolno zapominać także o bardzo korzystnych z punktu widzenia waluty, tendencjach w bilansie płatniczym. Notowana jest rekordowa nadwyżka na rachunku obrotów bieżących z zagranicą. W rezultacie spodziewamy się, że na koniec roku za euro będziemy płacić ok. 4,40 zł.
Zdecydowanie większą niepewnością obarczona jest ścieżka kursu dolara. Rezerwa Federalna zaskoczyła, zwracając się w stronę bardziej jastrzębiego nastawienia, jednak ta zmiana postrzegania sytuacji makroekonomicznej nie jest bezwarunkowa. To znaczy, że skup aktywów zostanie ograniczony dopiero w momencie, kiedy będzie widoczny realny progres na amerykańskim rynku pracy. Tutaj zaś sytuacja jest skomplikowana. Skomplikowana z tego względu, że popyt na pracę jest bardzo silny. Liczba wakatów w amerykańskiej gospodarce przekracza 9 milionów i jest rekordowa. Z drugiej strony zatrudnienie odbija po pandemii bardzo powoli. Duży udział w tym mają m.in. pakiety socjalne i nadzwyczajne świadczenia koronawirusowe. Powodują one, że część Amerykanów nie chce wrócić do pracy.
Znowu wraca liczba 9 milionów. Zatrudnienie w USA jest bowiem właśnie o tyle miejsc pracy niższe niż przed wybuchem pandemii. Rezerwa Federalna chce zobaczyć szybszy powrót do tych wartości. Pojawia się jednak problem, że nie będzie to uwarunkowane wyłącznie popytem na pracę, bo – jak wspomnieliśmy – jest on potężny. Chodzi także o zanikanie pewnych nadzwyczajnych zaburzeń, z którymi nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia. Tak naprawdę to właśnie ten proces, czyli odbijanie zatrudnienia i wygasanie nadzwyczajnych komplikacji w tworzeniu nowych miejsc pracy, będzie kluczowy dla perspektyw dolara. Mimo to spodziewamy się, że amerykańska waluta nie będzie w stanie przekuć tego w swój atut i w tym roku będzie stosunkowo słaba. Zakładamy, że dopiero 2022 rok będzie czasem wyraźniejszego odbicia dolara zarówno względem głównych walut, jak i złotego. Na razie spodziewamy się kontynuacji spadkowej ścieżki, choć oczywiście ostatnie wydarzenia zepchnęły z niej kurs USD/PLN. I powrót na wspomnianą ścieżkę może zająć ładnych kilka tygodni.
Jednym z bohaterów rynku walutowego w 2021 roku jest bezsprzecznie funt szterling, z którego zdjęto balast groźby bezumownego brexitu. Funt zyskiwał głównie, a właściwie przede wszystkim, ze względu na bardzo szybki postęp programu szczepień w Wielkiej Brytanii, co przełożyło się na szybsze odmrożenie gospodarki. To, co w przypadku funta był unikatowe, w tej chwili staje się uniwersalne. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że ten moment największego przyspieszenia wzrostu gospodarczego brytyjska waluta ma już za sobą. W tym samym punkcie, w którym funt był kilka miesięcy temu, teraz będą znajdować się inne waluty, na przykład euro. W rezultacie uważamy, że funt ma swoje pięć minut za sobą. Na pierwszy plan mogą wychodzić za to tarcia na linii Londyn – Bruksela dotyczące procesu brexitu. W końcu umowa powstawała w wielkich bólach, jest stosunkowo mało precyzyjna w kluczowych obszarach. Wyjście z Unii Europejskiej niechybnie obniży też potencjalny wzrostu gospodarczego na Wyspach. Zagrożeniem dla brytyjskiej waluty i jej postrzegania jest również – w krótkim przynajmniej terminie – pojawienie się nowego wariantu koronawirusa. Z tego względu uważamy, że funt będzie tracił na wartości do złotego. I w tym roku zobaczymy pułapy zdecydowanie niższe niż 5 zł w przypadku kursu GBP/PLN.
Powyższy komentarz audio nie jest rekomendacją w rozumieniu Rozporządzenia Ministra Finansów z 19 października 2005 roku. Został on sporządzony w celach informacyjnych i nie powinien stanowić podstawy do podejmowania decyzji inwestycyjnych. Ani autor opracowania, ani Cinkciarz.pl Sp. z o.o. nie ponoszą odpowiedzialności za decyzje inwestycyjne podjęte na podstawie informacji zawartych w niniejszym komentarzu. Kopiowanie bądź powielanie niniejszego opracowania bez pisemnej zgody Cinkciarz.pl Sp. z o.o. jest zabronione.
Zobacz również:
18 cze 2021 12:54
Kurs na weekend: Zabójcza kontra dolara, złoty słaby jak pierwszy mecz Biało-Czerwonych (cotygodniowy podcast walutowy z 18.06.2021
U złotego odwrotnie niż w pogodzie: za oknami burze i nawałnice, a w notowaniach polskiej waluty uspokojenie i odrabianie strat. W kolejnym odcinku podcastu walutowego Cinkciarz.pl „Kurs na weekend" podsumowaliśmy minione tygodnie na rynku i zarysowaliśmy perspektywy notowań euro, dolara i funta na drugie półrocze.
Nie możesz teraz posłuchać podcastu? Przeczytaj:
Położenie złotego diametralnie odbiega od sytuacji w pogodzie. Za oknem nawałnice i burze, a w notowaniach złotego uspokojenie, korekta i odrabianie strat. Kurs euro zmierza do zamknięcia miesiąca w okolicy 4,50 zł, za dolara płacimy mniej niż 3,80 zł, frank wyceniany jest na niespełna 4,15 zł.
Wakacje za pasem. Wielkimi krokami zbliża się również koniec kwartału. Z tego względu w tym odcinku, zgodnie z obietnicą, pochylimy się nad perspektywami kilku najważniejszych walut w relacji do złotego i skrótowo podsumujemy to, co działo się w minionych miesiącach na rynkach finansowych. Zapraszam do odsłuchu kolejnego odcinku „Kursu na weekend”, rynkowego podcastu Cinkciarz.pl. Bartosz Sawicki.
W dzisiejszym odcinku pod lupę weźmiemy perspektywy euro, dolara i funta. W kolejnym odcinku przedstawimy prognozę dla pozostałych walut gospodarek rozwiniętych, m.in. franka i walut skandynawskich. Zanim jednak przejdziemy do naszych prognoz walutowych, wypada podsumować to, co działo się w minionych kilkunastu tygodniach.
Przełom marca i kwietnia, czyli początek właśnie dobiegającego końca kwartału, to był szczególnie trudny czas dla złotego. Wówczas znajdował się on pod presją połączenia niesprzyjających warunków na rynkach światowych. Dolar zyskiwał, taniały amerykańskie obligacje, nerwowe chwile przeżywano na Wall Street. Polskiej walucie nie sprzyjały także czynniki krajowe, a tymi były trzecia fala pandemii i zachorowań na koronawirusa oraz obawy przed potencjalnie bardzo niekorzystnym dla polskiego sektora bankowego i – co się z tym wiąże – dla złotego wyrokiem Sądu Najwyższego i Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie frankowiczów.
Taka kombinacja przełożyła się na bardzo mocną wyprzedaż złotego. Kurs euro osiągał przecież poziomy zbliżone do 4,70 zł. Wspólna waluta kosztowała najwięcej od 12 lat i globalnego kryzysu finansowego. Wraz z początkiem wiosny ciemne chmury kłębiące się nad złotym zaczęły się jednak rozstępować, a polska waluta ostro ruszyła do odrabiania strat. Kurs euro zanotował na początku czerwca poziomy zbliżone do 4,40 zł. Tym samym był najniżej, od grudnia, kiedy Narodowy Bank Polski zaczął osłabiać złotego swoimi interwencjami. Kurs dolara zanotował jeszcze potężniejszy procentowy spadek i zanurkował w okolice 3,60 zł.
Ostatnie dwa-trzy tygodnie to jednak spore zawirowania, które przełożyły się na zakończenie sielanki złotego. Kurs EUR/PLN powracał nawet w okolice 4,56 zł, dolar podrożał o ponad 20 gr względem minimów z początku czerwca. W przypadku tych bardzo dynamicznych, gwałtownych przystosowań znów mamy efekt połączenia dwóch rodzajów czynników. Z jednej strony wystąpiło znaczne rozczarowanie nastawieniem Rady Polityki Pieniężnej, która bardzo nie chce przyznać, że sytuacja makroekonomiczna może wymagać szybszego podnoszenia stóp procentowych, niż wcześniej zakładano, czyli wcześniej niż w połowie przyszłego roku. Z drugiej strony amerykańska Rezerwa Federalna oznajmiła, że już teraz rozpoczyna dyskusję nad odcinaniem gospodarce monetarnej kroplówki, której podstawowym składnikiem jest skup aktywów w wysokości minimum 120 miliardów dolarów na miesiąc. Fed komunikował jednocześnie, że nieco bliższe są również podwyżki stóp procentowych. Oczywiście, jest to dość odległa perspektywa roku 2023, ale nie da się nie zauważyć, że środek ciężkości w Rezerwie Federalnej zdecydowanie przesuwa się w kierunku wcześniejszej normalizacji polityki.
Dochodzimy do kluczowego pytania: co dalej? Jeżeli chodzi o polską walutę, to jej perspektywy postrzegamy pozytywnie. Powinno wynikać to z bardzo silnego wzrostu w naszej gospodarce. W tym roku dynamika PKB przekroczy najprawdopodobniej 5 proc. Taki wynik może się powtórzyć również w przyszłym roku. W bieżącym kwartale dynamika PKB rok do roku zapewne osiąga wartości dwucyfrowe. Jednocześnie bardzo silne są gospodarki naszych głównych partnerów handlowych. Koniunktura w strefie euro, bazując na ostatnich odczytach kluczowych wskaźników, jest najlepsza od 15 lat, co jest oczywiście efektem rozlewania się popytu odroczonego przez pandemię.
Globalnie wzrost gospodarczy również będzie bardzo silny, co będzie kierować kapitał w kierunku rynków wschodzących. Dodatkowymi atutami złotego są również: sytuacja w bilansie płatniczym oraz majacząca na horyzoncie podwyżka stóp procentowych. Prędzej czy później, będzie ona czynnikiem wspierającym złotego. Tym bardziej że inne banki centralne naszego regionu, czyli Węgier i Czech, w tym tygodniu podniosły już stopy procentowe. Sprawia to, że złoty będzie korzystał na normalizacji polityki w momencie, kiedy inne banki centralne regionu być może będą już po całym cyklu zacieśniania. W szerszym horyzoncie złoty ma zatem większy potencjał do odrabiania strat względem euro, co powinno przekładać się również na relatywną się względem forinta i korony czeskiej. Nie wolno zapominać także o bardzo korzystnych z punktu widzenia waluty, tendencjach w bilansie płatniczym. Notowana jest rekordowa nadwyżka na rachunku obrotów bieżących z zagranicą. W rezultacie spodziewamy się, że na koniec roku za euro będziemy płacić ok. 4,40 zł.
Zdecydowanie większą niepewnością obarczona jest ścieżka kursu dolara. Rezerwa Federalna zaskoczyła, zwracając się w stronę bardziej jastrzębiego nastawienia, jednak ta zmiana postrzegania sytuacji makroekonomicznej nie jest bezwarunkowa. To znaczy, że skup aktywów zostanie ograniczony dopiero w momencie, kiedy będzie widoczny realny progres na amerykańskim rynku pracy. Tutaj zaś sytuacja jest skomplikowana. Skomplikowana z tego względu, że popyt na pracę jest bardzo silny. Liczba wakatów w amerykańskiej gospodarce przekracza 9 milionów i jest rekordowa. Z drugiej strony zatrudnienie odbija po pandemii bardzo powoli. Duży udział w tym mają m.in. pakiety socjalne i nadzwyczajne świadczenia koronawirusowe. Powodują one, że część Amerykanów nie chce wrócić do pracy.
Znowu wraca liczba 9 milionów. Zatrudnienie w USA jest bowiem właśnie o tyle miejsc pracy niższe niż przed wybuchem pandemii. Rezerwa Federalna chce zobaczyć szybszy powrót do tych wartości. Pojawia się jednak problem, że nie będzie to uwarunkowane wyłącznie popytem na pracę, bo – jak wspomnieliśmy – jest on potężny. Chodzi także o zanikanie pewnych nadzwyczajnych zaburzeń, z którymi nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia. Tak naprawdę to właśnie ten proces, czyli odbijanie zatrudnienia i wygasanie nadzwyczajnych komplikacji w tworzeniu nowych miejsc pracy, będzie kluczowy dla perspektyw dolara. Mimo to spodziewamy się, że amerykańska waluta nie będzie w stanie przekuć tego w swój atut i w tym roku będzie stosunkowo słaba. Zakładamy, że dopiero 2022 rok będzie czasem wyraźniejszego odbicia dolara zarówno względem głównych walut, jak i złotego. Na razie spodziewamy się kontynuacji spadkowej ścieżki, choć oczywiście ostatnie wydarzenia zepchnęły z niej kurs USD/PLN. I powrót na wspomnianą ścieżkę może zająć ładnych kilka tygodni.
Jednym z bohaterów rynku walutowego w 2021 roku jest bezsprzecznie funt szterling, z którego zdjęto balast groźby bezumownego brexitu. Funt zyskiwał głównie, a właściwie przede wszystkim, ze względu na bardzo szybki postęp programu szczepień w Wielkiej Brytanii, co przełożyło się na szybsze odmrożenie gospodarki. To, co w przypadku funta był unikatowe, w tej chwili staje się uniwersalne. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że ten moment największego przyspieszenia wzrostu gospodarczego brytyjska waluta ma już za sobą. W tym samym punkcie, w którym funt był kilka miesięcy temu, teraz będą znajdować się inne waluty, na przykład euro. W rezultacie uważamy, że funt ma swoje pięć minut za sobą. Na pierwszy plan mogą wychodzić za to tarcia na linii Londyn – Bruksela dotyczące procesu brexitu. W końcu umowa powstawała w wielkich bólach, jest stosunkowo mało precyzyjna w kluczowych obszarach. Wyjście z Unii Europejskiej niechybnie obniży też potencjalny wzrostu gospodarczego na Wyspach. Zagrożeniem dla brytyjskiej waluty i jej postrzegania jest również – w krótkim przynajmniej terminie – pojawienie się nowego wariantu koronawirusa. Z tego względu uważamy, że funt będzie tracił na wartości do złotego. I w tym roku zobaczymy pułapy zdecydowanie niższe niż 5 zł w przypadku kursu GBP/PLN.
Zobacz również:
Kurs na weekend: Zabójcza kontra dolara, złoty słaby jak pierwszy mecz Biało-Czerwonych (cotygodniowy podcast walutowy z 18.06.2021
Kurs na weekend: RPP bagatelizuje inflację i przerywa umocnienie złotego (cotygodniowy podcast walutowy z 11.06.2021)
Kurs na weekend: Surowcowa hossa na zakręcie (cotygodniowy podcast walutowy z 28.05.2021)
Kurs na weekend: Euro najtańsze od lutego, a kryptowaluty szaleją (cotygodniowy podcast walutowy z 21.05.2021)
Atrakcyjne kursy 27 walut
Kurs na żywo.
Aktualizacja: 30s