Czwartek dla światowych rynków to zdecydowanie najważniejszy dzień tygodnia. Inflacja w USA może ostatecznie rozstrzygnąć spojrzenie na perspektywy polityki Rezerwy Federalnej. Europejski Bank Centralny powinien utrzymać dotychczasową politykę i bagatelizować inflację. Wczoraj na podobny krok zdecydował się NBP, co uderzyło w złotego.
EUR/PLN podniósł się ponad 4,47. Kurs dolara o ok. 3 grosze podbił z okolic 3,65 zł. Frank wyceniany jest na ok. 4,10 zł. Główne waluty są najdroższe od tygodnia, jedynie funt kosztuje nadal niecałe 5,20 zł. Rada Polityki Pieniężnej jednoznacznie przypomniała, że jest wybitnie niechętna porzuceniu skrajnie łagodnego nastawienia. Jeśli dynamika cen konsumenckich przestanie rosnąć, a jej szczyt potwierdzi lipcowa projekcja inflacyjna, między bajki będzie można włożyć nawoływania do podwyżek w drugiej połowie roku. Innymi słowy, władze monetarne wciąż zakładają, że wystrzał cen jest przejściowy. Choć presja na zacieśnianie piętrzy się, to nie mrugnięto nawet okiem, a decydenci twardo obstają przy swoim stanowisku.
Taki stan rzeczy nie pomaga złotemu i potwierdza nasz osąd, że pole do jego krótkoterminowego umocnienia jest wyczerpane. Mogą również powrócić zapędy inwestorów, by obstawiać, że różnice w ścieżkach polityki poszczególnych banków centralnych regionu przełożą się na gorsze zachowanie polskiej waluty niż forinta czy korony czeskiej, co byłoby pewnym dodatkowym balastem.
Jednocześnie EUR/PLN przestrzeń do silniejszych wzrostów i odreagowania 5-procentowego spadku względem szczytów z maja miałby otwartą dopiero po powrocie nad 4,50. W szerszym ujęciu prognozujemy, że na koniec roku kurs euro spadnie do 4,40 zł, a dolar wyceniany będzie na mniej niż 3,60 zł. Głównym motorem umocnienia złotego w drugiej części roku będzie utrzymywanie się łagodnych warunków finansowych na świecie. Będzie to rezultat braku pośpiechu Rezerwy Federalnej w porzucaniu kryzysowych instrumentów polityki. W połączeniu z silnym globalnym wzrostem gospodarczym skutkować będzie to środowiskiem sprzyjającym napływom kapitału na rynki wschodzące.
RPP bezlitośnie chłodzi wygórowane oczekiwania
W 2021 roku średnioroczny poziom inflacji CPI będzie mocno wykraczał poza dopuszczalne odchylenie od celu NBP (pasmo +/- 1 proc. wokół 2,5 proc.). Ryzyko, że presja inflacyjna wymknie się spod kontroli bezsprzecznie wzrosło. Przemawia za tym ścieżka cen bazowych, których dynamika przykleiła się do 4 proc. i z tych pułapów po znoszeniu restrykcji może się podnosić. Przemawia za tym także zdrowy rynek pracy wychodzący z pandemii w dobrej formie. W końcu: przemawia za tym również silny wzrost gospodarczy – dynamika PKB w tym i kolejnym roku powinna przekraczać 5 proc.
Z komunikatu RPP niezmiennie bije jednak ostrożność i zachowawczość. Zagrożenia nadal są bagatelizowanie. W dokumencie próżno szukać cienia deklaracji, że lada moment może dojść do podwyżki. W rezultacie należy go postrzegać w kategoriach kubła zimnej, a wręcz lodowatej wody wylanej na rozgrzane głowy uczestników rynku. Dla nastawienia decydentów nie bez znaczenia mogła być również nadal aktualna niechęć do mocniejszego złotego.
Rynek tak mocno chciał uwierzyć w możliwość podwyżki stóp procentowych jeszcze w tym roku, że niemal zapomniał o charakterystyce Narodowego Banku Polskiego – najbardziej łagodnie nastawionego banku centralnego w regionie. Wyśrubowana poprzeczka oczekiwań została w rezultacie boleśnie strącona. Potwierdza się nasza opinia, że szybsze zacieśnianie niż w połowie 2022 roku jest dla polskich władz monetarnych ostatecznością, a pozytywny wpływ tego czynnika na złotego wyczerpał się. Ba! Stał się wręcz zagrożeniem dla polskiej waluty, co potwierdza środowa sesja. Wycena rynkowa wczoraj rano zakładała wzrost kosztu pieniądza o niemal 35 punktów bazowych w horyzoncie pół roku. Dla porównania w przypadku korony czeskiej i forinta zdyskontowano ruch stóp w górę o około 55 punktów bazowych. Różnica jest taka, że inni bankierzy centralni regionu jednoznacznie zapowiedzieli zacieśnianie. Ostrzegają, że podwyżki są bliższe, niż zakłada to rynek (Czechy) lub jednoznacznie wskazują, że dojdzie do nich już w czerwcu (Węgry). A przecież dopiero w maju prezes Adam Glapiński zaprezentował strategię odchodzenia od kryzysowej polityki, której kulminacyjnym punktem ma być przyszłoroczne podniesienie stóp. Więcej informacji na temat zamierzeń RPP dostarczy piątkowa konferencja, która odbędzie się w trybie online.
Powyższy komentarz nie jest rekomendacją w rozumieniu Rozporządzenia Ministra Finansów z 19 października 2005 roku. Został on sporządzony w celach informacyjnych i nie powinien stanowić podstawy do podejmowania decyzji inwestycyjnych. Ani autor opracowania, ani Cinkciarz.pl Sp. z o.o. nie ponoszą odpowiedzialności za decyzje inwestycyjne podjęte na podstawie informacji zawartych w niniejszym komentarzu. Kopiowanie bądź powielanie niniejszego opracowania bez podania źródła jest zabronione.
Zobacz również:
9 cze 2021 9:05
Kursy walut stabilne: złoty czeka, dolar czeka, euro czeka (komentarz walutowy z 9.06.2021)
Czwartek dla światowych rynków to zdecydowanie najważniejszy dzień tygodnia. Inflacja w USA może ostatecznie rozstrzygnąć spojrzenie na perspektywy polityki Rezerwy Federalnej. Europejski Bank Centralny powinien utrzymać dotychczasową politykę i bagatelizować inflację. Wczoraj na podobny krok zdecydował się NBP, co uderzyło w złotego.
EUR/PLN podniósł się ponad 4,47. Kurs dolara o ok. 3 grosze podbił z okolic 3,65 zł. Frank wyceniany jest na ok. 4,10 zł. Główne waluty są najdroższe od tygodnia, jedynie funt kosztuje nadal niecałe 5,20 zł. Rada Polityki Pieniężnej jednoznacznie przypomniała, że jest wybitnie niechętna porzuceniu skrajnie łagodnego nastawienia. Jeśli dynamika cen konsumenckich przestanie rosnąć, a jej szczyt potwierdzi lipcowa projekcja inflacyjna, między bajki będzie można włożyć nawoływania do podwyżek w drugiej połowie roku. Innymi słowy, władze monetarne wciąż zakładają, że wystrzał cen jest przejściowy. Choć presja na zacieśnianie piętrzy się, to nie mrugnięto nawet okiem, a decydenci twardo obstają przy swoim stanowisku.
Taki stan rzeczy nie pomaga złotemu i potwierdza nasz osąd, że pole do jego krótkoterminowego umocnienia jest wyczerpane. Mogą również powrócić zapędy inwestorów, by obstawiać, że różnice w ścieżkach polityki poszczególnych banków centralnych regionu przełożą się na gorsze zachowanie polskiej waluty niż forinta czy korony czeskiej, co byłoby pewnym dodatkowym balastem.
Jednocześnie EUR/PLN przestrzeń do silniejszych wzrostów i odreagowania 5-procentowego spadku względem szczytów z maja miałby otwartą dopiero po powrocie nad 4,50. W szerszym ujęciu prognozujemy, że na koniec roku kurs euro spadnie do 4,40 zł, a dolar wyceniany będzie na mniej niż 3,60 zł. Głównym motorem umocnienia złotego w drugiej części roku będzie utrzymywanie się łagodnych warunków finansowych na świecie. Będzie to rezultat braku pośpiechu Rezerwy Federalnej w porzucaniu kryzysowych instrumentów polityki. W połączeniu z silnym globalnym wzrostem gospodarczym skutkować będzie to środowiskiem sprzyjającym napływom kapitału na rynki wschodzące.
RPP bezlitośnie chłodzi wygórowane oczekiwania
W 2021 roku średnioroczny poziom inflacji CPI będzie mocno wykraczał poza dopuszczalne odchylenie od celu NBP (pasmo +/- 1 proc. wokół 2,5 proc.). Ryzyko, że presja inflacyjna wymknie się spod kontroli bezsprzecznie wzrosło. Przemawia za tym ścieżka cen bazowych, których dynamika przykleiła się do 4 proc. i z tych pułapów po znoszeniu restrykcji może się podnosić. Przemawia za tym także zdrowy rynek pracy wychodzący z pandemii w dobrej formie. W końcu: przemawia za tym również silny wzrost gospodarczy – dynamika PKB w tym i kolejnym roku powinna przekraczać 5 proc.
Z komunikatu RPP niezmiennie bije jednak ostrożność i zachowawczość. Zagrożenia nadal są bagatelizowanie. W dokumencie próżno szukać cienia deklaracji, że lada moment może dojść do podwyżki. W rezultacie należy go postrzegać w kategoriach kubła zimnej, a wręcz lodowatej wody wylanej na rozgrzane głowy uczestników rynku. Dla nastawienia decydentów nie bez znaczenia mogła być również nadal aktualna niechęć do mocniejszego złotego.
Rynek tak mocno chciał uwierzyć w możliwość podwyżki stóp procentowych jeszcze w tym roku, że niemal zapomniał o charakterystyce Narodowego Banku Polskiego – najbardziej łagodnie nastawionego banku centralnego w regionie. Wyśrubowana poprzeczka oczekiwań została w rezultacie boleśnie strącona. Potwierdza się nasza opinia, że szybsze zacieśnianie niż w połowie 2022 roku jest dla polskich władz monetarnych ostatecznością, a pozytywny wpływ tego czynnika na złotego wyczerpał się. Ba! Stał się wręcz zagrożeniem dla polskiej waluty, co potwierdza środowa sesja. Wycena rynkowa wczoraj rano zakładała wzrost kosztu pieniądza o niemal 35 punktów bazowych w horyzoncie pół roku. Dla porównania w przypadku korony czeskiej i forinta zdyskontowano ruch stóp w górę o około 55 punktów bazowych. Różnica jest taka, że inni bankierzy centralni regionu jednoznacznie zapowiedzieli zacieśnianie. Ostrzegają, że podwyżki są bliższe, niż zakłada to rynek (Czechy) lub jednoznacznie wskazują, że dojdzie do nich już w czerwcu (Węgry). A przecież dopiero w maju prezes Adam Glapiński zaprezentował strategię odchodzenia od kryzysowej polityki, której kulminacyjnym punktem ma być przyszłoroczne podniesienie stóp. Więcej informacji na temat zamierzeń RPP dostarczy piątkowa konferencja, która odbędzie się w trybie online.
Zobacz również:
Kursy walut stabilne: złoty czeka, dolar czeka, euro czeka (komentarz walutowy z 9.06.2021)
Kursy walut nieśmiało zawracają, kurs euro odbija od 4,45 zł, dolar stabilny (komentarz walutowy z 8.06.2021)
Kursy walut na rozdrożach: dolar szuka dna, kurs euro flirtuje z 4,45 zł (komentarz walutowy z 7.06.2021)
Kursy walut na nowych minimach, euro i dolar najtańsze w tym roku (komentarz walutowy z 2.06.2021)
Atrakcyjne kursy 27 walut
Kurs na żywo.
Aktualizacja: 30s