Omikron straszy i płoszy inwestorów, ale na razie nie ima się złotego. Polska waluta zyskuje jeszcze gwałtowniej, niż traciła na wartości w listopadzie – kurs euro runął o ok. 15 groszy, w kierunku 4,60 zł. W najnowszym odcinku podcastu walutowego Cinkciarz.pl „Kurs na weekend" tłumaczymy, dlaczego dolar słabnie w obliczu nowych pandemicznych zagrożeń i co stoi za rajdem złotego.
Nie możesz teraz posłuchać podcastu? Przeczytaj
Na przełomie listopada i grudnia gruchnęła informacja odkryciu nowego, groźnego wariantu koronawirusa. Omikron, bo tak go ochrzczono, wywołał potężny turbulencje na rynkach finansowych, załamał kurs ropy. Ostro spadają też indeksy giełdowe na całym świecie. W relacji do najważniejszych walut mocny jest również frank szwajcarski. Na pierwszy rzut oka taka diametralna zmiana otoczenia rynkowego pomogła złotemu. Polska waluta drożeje w relacji do euro i do dolara. I to drożeje bardzo mocno, bo obie główne waluty potaniały w ostatnich kilku dniach o kilkanaście groszy.
W kolejnym odcinku rynkowego podcastu Cinkciarz.pl „Kursu na weekend” pod lupę bierzemy te czynniki, które sprawiły, że sytuacja złotego odmieniła się o 180 stopni. I z grona walutowych maruderów PLN dołączył do grona tych walut, które najszybciej zyskują na wartości. Zapraszam do odsłuchu. Bartosz Sawicki.
Naszą analizę wypada rozpocząć od rynków globalnych, bo to przecież sytuacja zewnętrzna zepchnęła złotego do tak głębokiej defensywy, a pewne skazy i problemy lokalne tylko spotęgowały tarapaty, w których kurs EUR/PLN doszedł do 4,75. Frank szwajcar był rekordowo drogi, kosztując ponad 4,50 zł, a dolar ponad 4,20 zł. I choć było to zaledwie tydzień temu, to zmienne pułapy, które notują wspomniane pary walutowe, są jednak o kilka procent niższe. Na pierwszy plan wysuwa się słabość amerykańskiej waluty.
Na pierwszy rzut oka może być ona nieco zastanawiająca. W końcu dolar ma ugruntowaną renomę tak zwanej bezpiecznej waluty, czyli takiej, która dobrze sobie radzi w czasach niepewności. A przecież nowy wariant koronawirusa właśnie taką niepewność wzmaga. Tym razem jednak okazuje się, że działa tutaj inny mechanizm. Mianowicie ten, który wiąże się z polityką pieniężną i bardzo ambitną wyceną zamierzeń Rezerwy Federalnej. Staje się on obosiecznym mieczem. Najpierw napędzał umocnienie dolara, teraz zaś sprawia, że w obliczu nowych zagrożeń dla koniunktury (nie można wszak wykluczyć powrotu obostrzeń w amerykańskiej gospodarce) rynek, który spodziewał się nawet dwóch podwyżek stóp procentowych w 2022 roku ze strony rezerwy Federalnej, zaczyna dosyć mocno poddawać pod wątpliwość oceny, co do których tydzień temu nie miał absolutnie żadnych wątpliwości. I to właśnie z tego powodu obserwowana jest tak wyraźna korekta siły amerykańskiej waluty.
Umocnienie złotego nie byłoby jednak możliwe, a na pewno nie w obserwowanej w tej chwili imponującej w skali, gdyby nie zadziałały również krajowe czynniki. Można powiedzieć właściwie, że nie są to czynniki krajowe. ale regionalne. Popularne powiedzenie: Polak, Węgier, dwa bratanki… można sparafrazować: forint, złoty, dwa bratanki. Bo obie waluty w tej chwili jadą na jednym wózku. I zyskują bardzo mocno ze względu na krzepnięcie oczekiwanie, że banki centralne Polski i Węgier będą ostro umacniać walutę, żeby zapobiec utrwaleniu się w wysokiej inflacji. Oznaki tego widać właściwie każdego dnia i na każdym kroku. Po rekordowym odczycie inflacji, a przypomnijmy, że w listopadzie ceny konsumenckie rosły w niemal 8-procentowym tempie. Wzmaga to przekonanie, że Rada Polityki Pieniężnej w grudniu podniesie stopy procentowe. My spodziewamy się ruchu rzędu 75-100 punktów bazowych. I byłoby to oczywiście korzystne dla polskiej waluty.
Jakby tego było mało, zupełnie zmienia się narracja, w której najważniejsi decydenci, przede wszystkim prezes NBP Adam Glapiński, opisują sytuację polskiej waluty i jej rolę. W ostatnich dniach padły m.in. słowa, że bez silnego złotego nie ma silnej gospodarki. Jakże to potężna zmiana w stosunku do deklaracji z ostatniego roku. I nie dotyczy to tylko deklaracji słownych, ale także czynów. Bo przecież niespełna 12 miesięcy temu Narodowy Bank Polski sam używał potężnych interwencji walutowych, by osłabiać złotego. NBP przeprowadza też na rynku operacje, które mają na celu odessanie części nadmiarowej płynności finansowej, a to podnosi rynkowe stopy procentowe i sprawia, że złoty jest jeszcze bardziej w cenie.
Wspominałem przed chwilą o podobnych zabiegach ze strony węgierskich władz monetarnych. W tej gospodarce naszego regionu trwa dostrajanie różnych stóp procentowych, między innymi podbijanie stopy depozytowej. Być właśnie po to, żeby forint przestał tracić na wartości. Można więc powiedzieć, że dwie ostro przeceniane waluty naszego regionu ruszyły z kopyta do odrabiania strat.
W przypadku złotego na koniec należy wspomnieć także o dodatkowych czynnikach, które mogą sprawiać, że nasza waluta radzi sobie ostatnio zdecydowanie lepiej. Otóż pojawiły się w anglojęzycznej prasie ekonomicznej, a dokładnie w dzienniku The Financial Times, nagłówki sugerujące, że dochodzi do pewnego zbliżenia stanowisk pomiędzy polskim rządem a Unią Europejską, co może prowadzić do odblokowania finansowania dla krajowego Planu Odbudowy, a przecież było to poważnym zmartwieniem inwestorów na krajowym rynku. Warto zwrócić też uwagę, że zaprezentowana pod koniec listopada Tarcza antyinflacyjna sprawi, że szczyt inflacji pewnie będzie nieco szybciej, pewnie będzie nieco niżej, ale wysoka inflacja pozostanie z nami na dłużej, a dodatkowo jest pewnego rodzaju bodźcem fiskalnym, czyli czynnikiem, który sprawia, że wzrośnie dochód do dyspozycji gospodarstw domowych. A jeśli tak będzie, to pewnie jest to element wspierający konsumpcję. Tym samym można powiedzieć, że lawinowa fala rewizji oczekiwań odnośnie do tempa wzrostu gospodarczego Polski w 2022 roku w tej chwili nieco wyhamowała.
Podsumujmy. Złoty w tydzień przeszedł drogę od piekła do nieba i wyraźnie poprawiła się kondycja polskiej waluty. Właściwie na każdym polu traci dolar, a rynek zaczyna wierzyć, że Narodowy Bank Polski będzie dążył do umocnienia złotego i będzie śmiało podnosił stopy procentowe. Pojawiają się jaskółki mogące być zwiastunem zakończenia konfliktu pomiędzy Unią Europejską a polskim rządem. Rynek pewnie nieco znudził się, choć brzmi to absolutnie okrutnie, kwestią geopolitycznego kryzysu emigracyjnego na naszej wschodniej granicy. W rezultacie kurs EUR/PLN jest na dobrej drodze do wypełnienia naszej prognozy, która zakłada, że za euro na koniec roku będziemy płacić nieco mniej niż 4,60 zł. W tej chwili polska waluta jest zdecydowanie na fali, ale należy mieć na uwadze, że zmienność na rynku jest gigantyczna i może dojść do zmiany otoczenia rynkowego na takie, w którym polska waluta nie będzie radzić sobie aż tak dobrze jak do tej pory.
Powyższy komentarz audio nie jest rekomendacją w rozumieniu Rozporządzenia Ministra Finansów z 19 października 2005 roku. Został on sporządzony w celach informacyjnych i nie powinien stanowić podstawy do podejmowania decyzji inwestycyjnych. Ani autor opracowania, ani Cinkciarz.pl Sp. z o.o. nie ponoszą odpowiedzialności za decyzje inwestycyjne podjęte na podstawie informacji zawartych w niniejszym komentarzu. Kopiowanie bądź powielanie niniejszego opracowania bez pisemnej zgody Cinkciarz.pl Sp. z o.o. jest zabronione.
Zobacz również:
26 lis 2021 7:55
Kurs na weekend: CHF Jekyll i PLN Hyde (podcast z 26.11.2021)
Omikron straszy i płoszy inwestorów, ale na razie nie ima się złotego. Polska waluta zyskuje jeszcze gwałtowniej, niż traciła na wartości w listopadzie – kurs euro runął o ok. 15 groszy, w kierunku 4,60 zł. W najnowszym odcinku podcastu walutowego Cinkciarz.pl „Kurs na weekend" tłumaczymy, dlaczego dolar słabnie w obliczu nowych pandemicznych zagrożeń i co stoi za rajdem złotego.
Nie możesz teraz posłuchać podcastu? Przeczytaj
Na przełomie listopada i grudnia gruchnęła informacja odkryciu nowego, groźnego wariantu koronawirusa. Omikron, bo tak go ochrzczono, wywołał potężny turbulencje na rynkach finansowych, załamał kurs ropy. Ostro spadają też indeksy giełdowe na całym świecie. W relacji do najważniejszych walut mocny jest również frank szwajcarski. Na pierwszy rzut oka taka diametralna zmiana otoczenia rynkowego pomogła złotemu. Polska waluta drożeje w relacji do euro i do dolara. I to drożeje bardzo mocno, bo obie główne waluty potaniały w ostatnich kilku dniach o kilkanaście groszy.
W kolejnym odcinku rynkowego podcastu Cinkciarz.pl „Kursu na weekend” pod lupę bierzemy te czynniki, które sprawiły, że sytuacja złotego odmieniła się o 180 stopni. I z grona walutowych maruderów PLN dołączył do grona tych walut, które najszybciej zyskują na wartości. Zapraszam do odsłuchu. Bartosz Sawicki.
Naszą analizę wypada rozpocząć od rynków globalnych, bo to przecież sytuacja zewnętrzna zepchnęła złotego do tak głębokiej defensywy, a pewne skazy i problemy lokalne tylko spotęgowały tarapaty, w których kurs EUR/PLN doszedł do 4,75. Frank szwajcar był rekordowo drogi, kosztując ponad 4,50 zł, a dolar ponad 4,20 zł. I choć było to zaledwie tydzień temu, to zmienne pułapy, które notują wspomniane pary walutowe, są jednak o kilka procent niższe. Na pierwszy plan wysuwa się słabość amerykańskiej waluty.
Na pierwszy rzut oka może być ona nieco zastanawiająca. W końcu dolar ma ugruntowaną renomę tak zwanej bezpiecznej waluty, czyli takiej, która dobrze sobie radzi w czasach niepewności. A przecież nowy wariant koronawirusa właśnie taką niepewność wzmaga. Tym razem jednak okazuje się, że działa tutaj inny mechanizm. Mianowicie ten, który wiąże się z polityką pieniężną i bardzo ambitną wyceną zamierzeń Rezerwy Federalnej. Staje się on obosiecznym mieczem. Najpierw napędzał umocnienie dolara, teraz zaś sprawia, że w obliczu nowych zagrożeń dla koniunktury (nie można wszak wykluczyć powrotu obostrzeń w amerykańskiej gospodarce) rynek, który spodziewał się nawet dwóch podwyżek stóp procentowych w 2022 roku ze strony rezerwy Federalnej, zaczyna dosyć mocno poddawać pod wątpliwość oceny, co do których tydzień temu nie miał absolutnie żadnych wątpliwości. I to właśnie z tego powodu obserwowana jest tak wyraźna korekta siły amerykańskiej waluty.
Umocnienie złotego nie byłoby jednak możliwe, a na pewno nie w obserwowanej w tej chwili imponującej w skali, gdyby nie zadziałały również krajowe czynniki. Można powiedzieć właściwie, że nie są to czynniki krajowe. ale regionalne. Popularne powiedzenie: Polak, Węgier, dwa bratanki… można sparafrazować: forint, złoty, dwa bratanki. Bo obie waluty w tej chwili jadą na jednym wózku. I zyskują bardzo mocno ze względu na krzepnięcie oczekiwanie, że banki centralne Polski i Węgier będą ostro umacniać walutę, żeby zapobiec utrwaleniu się w wysokiej inflacji. Oznaki tego widać właściwie każdego dnia i na każdym kroku. Po rekordowym odczycie inflacji, a przypomnijmy, że w listopadzie ceny konsumenckie rosły w niemal 8-procentowym tempie. Wzmaga to przekonanie, że Rada Polityki Pieniężnej w grudniu podniesie stopy procentowe. My spodziewamy się ruchu rzędu 75-100 punktów bazowych. I byłoby to oczywiście korzystne dla polskiej waluty.
Jakby tego było mało, zupełnie zmienia się narracja, w której najważniejsi decydenci, przede wszystkim prezes NBP Adam Glapiński, opisują sytuację polskiej waluty i jej rolę. W ostatnich dniach padły m.in. słowa, że bez silnego złotego nie ma silnej gospodarki. Jakże to potężna zmiana w stosunku do deklaracji z ostatniego roku. I nie dotyczy to tylko deklaracji słownych, ale także czynów. Bo przecież niespełna 12 miesięcy temu Narodowy Bank Polski sam używał potężnych interwencji walutowych, by osłabiać złotego. NBP przeprowadza też na rynku operacje, które mają na celu odessanie części nadmiarowej płynności finansowej, a to podnosi rynkowe stopy procentowe i sprawia, że złoty jest jeszcze bardziej w cenie.
Wspominałem przed chwilą o podobnych zabiegach ze strony węgierskich władz monetarnych. W tej gospodarce naszego regionu trwa dostrajanie różnych stóp procentowych, między innymi podbijanie stopy depozytowej. Być właśnie po to, żeby forint przestał tracić na wartości. Można więc powiedzieć, że dwie ostro przeceniane waluty naszego regionu ruszyły z kopyta do odrabiania strat.
W przypadku złotego na koniec należy wspomnieć także o dodatkowych czynnikach, które mogą sprawiać, że nasza waluta radzi sobie ostatnio zdecydowanie lepiej. Otóż pojawiły się w anglojęzycznej prasie ekonomicznej, a dokładnie w dzienniku The Financial Times, nagłówki sugerujące, że dochodzi do pewnego zbliżenia stanowisk pomiędzy polskim rządem a Unią Europejską, co może prowadzić do odblokowania finansowania dla krajowego Planu Odbudowy, a przecież było to poważnym zmartwieniem inwestorów na krajowym rynku. Warto zwrócić też uwagę, że zaprezentowana pod koniec listopada Tarcza antyinflacyjna sprawi, że szczyt inflacji pewnie będzie nieco szybciej, pewnie będzie nieco niżej, ale wysoka inflacja pozostanie z nami na dłużej, a dodatkowo jest pewnego rodzaju bodźcem fiskalnym, czyli czynnikiem, który sprawia, że wzrośnie dochód do dyspozycji gospodarstw domowych. A jeśli tak będzie, to pewnie jest to element wspierający konsumpcję. Tym samym można powiedzieć, że lawinowa fala rewizji oczekiwań odnośnie do tempa wzrostu gospodarczego Polski w 2022 roku w tej chwili nieco wyhamowała.
Podsumujmy. Złoty w tydzień przeszedł drogę od piekła do nieba i wyraźnie poprawiła się kondycja polskiej waluty. Właściwie na każdym polu traci dolar, a rynek zaczyna wierzyć, że Narodowy Bank Polski będzie dążył do umocnienia złotego i będzie śmiało podnosił stopy procentowe. Pojawiają się jaskółki mogące być zwiastunem zakończenia konfliktu pomiędzy Unią Europejską a polskim rządem. Rynek pewnie nieco znudził się, choć brzmi to absolutnie okrutnie, kwestią geopolitycznego kryzysu emigracyjnego na naszej wschodniej granicy. W rezultacie kurs EUR/PLN jest na dobrej drodze do wypełnienia naszej prognozy, która zakłada, że za euro na koniec roku będziemy płacić nieco mniej niż 4,60 zł. W tej chwili polska waluta jest zdecydowanie na fali, ale należy mieć na uwadze, że zmienność na rynku jest gigantyczna i może dojść do zmiany otoczenia rynkowego na takie, w którym polska waluta nie będzie radzić sobie aż tak dobrze jak do tej pory.
Zobacz również:
Kurs na weekend: CHF Jekyll i PLN Hyde (podcast z 26.11.2021)
Kurs na weekend: Dolar na tronie, złoty nad przepaścią (podcast z 19.11.2021)
Kurs na weekend: Pobłażanie inflacji – przepis na walutę w opałach (podcast z 10.11.2021)
Kurs na weekend: Bitcoin na salonach (podcast z 29.10.2021)
Atrakcyjne kursy 27 walut
Kurs na żywo.
Aktualizacja: 30s