Już nie tylko Turcja i Wenezuela przykuwają uwagę świata poważnymi problemami gospodarczymi. Niestabilna sytuacja w Brazylii czy dramatyczne wydarzenia na argentyńskim rynku zaczynają przypominać o ryzyku wystąpienia regionalnego kryzysu. Niosą nawet niosą obawy o kondycję ekonomiczną innych części świata - pisze Marcin Lipka, główny analityk Cinkciarz.pl.
Chociaż do regionu Ameryki Łacińskiej i Karaibów należy ponad 30 państw, to gospodarczo liczy się tylko kilka z nich. Z trzech największych krajów, czyli Brazylii, Meksyku i Argentyny, dwa muszą się mierzyć z coraz większymi problemami ekonomicznymi. Jeżeli weźmiemy pod uwagę również Wenezuelę, to połowa PKB w Ameryce Południowej i Środkowej - 2,8 z 5,6 biliona USD - może być zagrożona wystąpieniem recesji. To również oznacza ryzyko kryzysu w całym regionie.
Argentyna - plany swoje, a życie swoje
Fałszowanie statystyk, oficjalny kurs walutowy mający niewiele wspólnego z rzeczywistością, inflacja poza kontrolą, zerowe rezerwy walutowe, odgórne próby regulowania cen towarów konsumpcyjnych, wszechobecna biurokracja, promowanie kapitału państwowego kosztem prywatnego, bariery importowe czy brak inwestycji. Wszystko to miało zakończyć się, gdy wybory prezydenckie wygrał Mauricio Macri, zaprzysiężony w grudniu 2015 r.
Niestety, kilkanaście wcześniejszych lat populistycznych i protekcjonistycznych rządów Cristiny Kirchner i jej męża Nestora było bardzo trudno naprawić, nawet mając najlepsze chęci i stosując się do uznanych powszechnie zasad kierowania państwem. Dodatkowo terapia szokowa w przypadku Macriego nie była wystarczająca, co zaczęło rodzić poważne problemy.
Przede wszystkim argentyński rząd nie był w stanie poradzić sobie z inflacją. Wynosi ona obecnie ponad 30 proc. Poza tym ok. 70 proc. długu jest denominowane w zagranicznej walucie (głównie w dolarze), co zwiększa finansową presję na kraj, gdy globalne warunki rynkowe ulegają pogorszeniu. Niebagatelnym zagrożeniem jest także przekraczający 5 proc. PKB deficyt na rachunku obrotów bieżących.
Poważnym problemem ostatnich miesięcy było również finansowanie się rządu instrumentami skarbowymi denominowanymi w peso o bardzo krótkim terminie zapadalności (35 dni). Gdy peso było względnie stabilne, cieszyły się one sporym popytem. Wysokie oprocentowanie sięgające nawet 40 proc. w stosunku rocznym przyciągało obeznanych z wysokim ryzykiem inwestorów. Gdy jednak szalejąca inflacja czy zagrożenie kolejną recesją spowodowało przecenę peso, rząd stanął przed problemem braku płynności (wartość bonów w peso była równa 20-40 mld dolarów), gdyż popyt na bony zaczął wysychać.
Nawet pomoc MFW może nie wystarczyć
Aby finansowy squeeze nie wywołał załamania się wszystkich pozostałych reform i powrotu skrajnego populizmu, kraj wystąpił w połowie roku o pomoc do Międzynarodowego Funduszy Walutowego (MFW). Fundusz nie cieszy się popularnością w wielu krajach, a już szczególnie w Argentynie ma złą sławę. Poza narzucaniem restrykcyjnych reform, był on obwiniany przez Kirchnerów o bankructwo kraju na początku obecnego millenium.
MFW dość szybko przyznał pomoc - rekordowe 50 mld dolarów. Niestety, to nie wystarczyło, by uspokoić rynki. Argentyńskie peso od początku roku do 28 sierpnia straciło 42 proc. wartości. Nie był to jednak koniec przeceny. W środę prezydent Macri poprosił Fundusz o przyspieszenie płatności, co jednak zamiast poprawić sytuację spowodowało panikę ze względu na fakt, że Buenos Aires może wprowadzić kontrolę przepływu kapitału. Jeszcze w środowe popołudnie polskiego czasu dolar kosztował 31 peso, a w czwartek przekroczona została wartość 38 peso. Na początku roku było to jedynie 18.
Zagraniczny kapitał, który poważnie sparzył się na Argentynie, prawdopodobnie znacznie ograniczy inwestycje. Przez to również droga do poprawy konkurencyjności tego kraju będzie trudniejsza niż wydawało się jeszcze kilka miesięcy temu. Nawet samo ustabilizowanie gospodarki Argentyny będzie wymagającym wyzwaniem, a porażka tego procesu może doprowadzić do zmiany władzy podczas przyszłorocznych wyborów prezydenckich, co stanowi kolejny element ryzyka.
Brazylia kolejnym punktem zapalnym
Argentyńska gospodarka, która stanowi około 10 proc. PKB Ameryki Łacińskiej, może być mniejszym problemem niż Brazylia. Jest ona cztery razy większa od Argentyny, a jej problemy również mogą okazać się poważne.
Kraj w latach 2015-2016 przeżył bardzo poważną recesję, w sumie PKB skurczyło się o 6 proc. Odbicie gospodarcze było i jest bardzo ograniczone - oczekiwany wzrost w granicach 1 proc. w pierwszej połowie br.
Na niekorzyść Brazylii działa także całkowity upadek zaufania do władzy. Dziesiątki parlamentarzystów otrzymało wyroki więzienia w związku z aferami korupcyjnymi. Zbliżające się październikowe wybory, zamiast dawać nadzieję na poprawę sytuacji, tylko zwiększają niepewność. Dzieje się tak ze względu na dominację kandydatów o skrajnych poglądach oraz cały czas rekordowo wysokie poparcie dla przebywającego w więzieniu byłego prezydenta Luli (Luiz Inacio Lula da Silva), który prawdopodobnie nie będzie mógł brać udziału w elekcji.
Brazylia w ostatnich latach nie przeprowadziła także wystarczających reform, m.in. brak zmian w zbyt hojnym i niewydolnym systemie emerytalnym. Cały czas silną pozycję w gospodarce mają „narodowe czempiony”, które jednak ze względu na wszechobecną korupcję, nepotyzm czy ograniczoną konkurencję generują więcej problemów niż pożytku dla kraju. Władze także, na fali protestów na przełomie maja i czerwca powróciły do dotacji do paliwa dla branży transportowej, co tylko utrwala zbyt głęboką rolę państwa w gospodarce i cementuje niekonkurencyjną działalność.
Wszystkie zagrożenia dla przyszłości brazylijskiej gospodarki bardzo dobrze odzwierciedla zachowanie lokalnej waluty. Jeszcze na początku marca za dolara trzeba było zapłacić ok. 3,2 reala, a teraz jest to niespełna 4,2. Real stracił więc do amerykańskiej waluty 20 proc.
Zagrożenie dla regionu i nie tylko
Poważne problemy gospodarcze i polityczne Brazylii oraz Argentyny są zagrożeniem dla całego regionu Ameryki Łacińskiej. Niewykluczone, że przecena lokalnych walut przełoży się również na wyprzedaż aktywów w bardziej stabilnych gospodarkach, do których należy m.in. Polska. Byłby to całkiem prawdopodobny scenariusz, zwłaszcza gdyby Chiny ucierpiały na wojnie celnej z USA, a Włochy poszły na konfrontację z fiskalnymi zasadami Brukseli.