Tureckie władze starały się przekonać społeczeństwo, że mogą szybko zbudować silne i niezależne państwo, które stanie się potęgą na arenie międzynarodowej. Niestety, zapomniały, że wiarygodność gospodarki nie opiera się na dekretach i projektach infrastrukturalnych. Teraz olbrzymi koszt błędnej polityki będą ponosić obywatele poprzez drastyczny spadek ich realnych wynagrodzeń - pisze Marcin Lipka, główny analityk Cinkciarz.pl.
Ponad 7 proc. wzrostu gospodarczego i zadłużenie do PKB poniżej 30 proc. Na podstawie tych dwóch wskaźników można było wysnuć całkowicie błędne wnioski, że turecka gospodarka była oazą szybkiego rozwoju i niskiego zadłużenia. Faktycznie jednak ekspansywna polityka fiskalna była ukryta m.in. w gwarancjach kredytowych dla przedsiębiorstw i poważnym zadłużeniu sektora prywatnego za granicą.
Szalone projekty
Kilka lat temu plany infrastrukturalnych inwestycji sięgały nawet 700 mld dol. (prawie 100 proc. PKB) do roku 2023 (nie jest to przypadkowa data - za 5 lat przypada 100-lecie proklamacji tureckiej republiki). Teraz szacowane są one na mniej więcej 200 mld dol. Władze bez przerwy chwalą się nowymi tunelami, drogami, mostami czy lotniskami.
Jeszcze w tym roku ma dojść do otwarcia olbrzymiego lotniska pod Stambułem. Ma ono obsługiwać ok. 100 mln pasażerów rocznie, a docelowo jego przepustowość zwiększy się do 200 mln pasażerów. Będzie to największy port lotniczy świata, a jego koszt według informacji „Financial Times” ma sięgnąć finalnie 35 mld dol.
W planach jest także budowa kanału równoległego do cieśniny Bosfor, koszt prawdopodobnie przekroczy 10 mld dolarów do 2023. Nie mniej szalone są projekty budowy dróg. Dwa lata temu turecka Generalna Dyrekcja Autostrad przedstawiła plany inwestycji do 2023 r. podczas prezentacji „Benchmarking Transport Infrastructure Construction Costs” w Genewie.
W 2016 r. były budowane tunele o długości ponad 300 km (więcej niż przez ostatnie 13 lat, które także można określić jako boom inwestycyjny), W tym roku powstawało również 631 km autostrad, a do 2023 r. ma zostać oddane w sumie ok 2,5 tys. km nowych autostrad, czyli ich sieć ma ulec podwojeniu. Większe projekty infrastrukturalne nawet przez samego prezydenta Erdogana były nazywane „szalonymi”, chociaż oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu.
Ukryte zobowiązania państwa
Znaczna część projektów infrastrukturalnych w Turcji jest realizowana na podstawie Partnerstwa Prywatno-Publicznego (PPP). Obecnie jest to około 60 mld dol. - według szacunków Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW). Informacje finansowe na temat tych projektów są niepełne i nie zawierają inwestycji zakontraktowanych np. przez spółki skarbu państwa czy samorządy.
Finansowanie przeprowadzane przez firmy prywatne jest natomiast często objęte gwarancjami państwa (np. Ministerstwa Skarbu). W razie niepowodzeń długi tych firm mogą więc łatwo przejść na barki państwa.
Zagraniczne zadłużenie
Dodatkowe zobowiązania tureckiej gospodarki dobrze widać w zagranicznym zadłużeniu, które według danych MFW sięga 53 proc. PKB i w 90 proc. jest ono denominowane obcych walutach. Dodatkowo znaczna jego część to krótkoterminowe zobowiązanie (jedna trzecia musi być spłacona w ciągu 12 miesięcy).
Według analizy stabilności „External Debt Sustainability Analysis” przeprowadzonej przez MFW w kwietniu i zamieszczonej w cyklicznym raporcie od Turcji „2018 Article IV Consultation” pokazuje, że deprecjacja tureckiej waluty o 30 proc. powoduje wystrzał zadłużenia zagranicznego powyżej 80 proc. PKB. Tak się akurat złożyło, że obecnie ta deprecjacja nawet przekracza 30 proc., co oznacza olbrzymią presję na wzrost kosztów finansowania dla tureckich przedsiębiorstw i znaczny wzrost ryzyka, że część z nich będzie musiała zostać przejęta przez państwo.
Lekcja dla innych
Turecki przykład pokazuje, jak nie należy zarządzać państwem. Jeżeli pojawia się wewnętrzna nierównowaga w postaci wysokiej inflacji i zewnętrzna związana z wysokim deficytem na rachunku obrotów bieżących, wtedy gospodarka staje się niewydolna na szczeblu lokalnym i niekonkurencyjna na świecie.
Turcja jednak udawała, że tego problemu nie widzi, co spowodowało, że spór międzynarodowy wywołał nagły brak finansowania dla „szalonych projektów” i natychmiastowe postawienie państwa w stan kryzysu. Jednak nawet gdyby Turcja nie miała, jak obecnie, zatargów z USA, to kryzysowa sytuacja i tak by się pojawiła, chociaż pewnie w łagodniejszej i rozłożonej na dłuższy czas formie.
Wynagrodzenia niższe niż 14 lat temu
Wysoką cenę za mocarstwowe decyzji w polityce gospodarczej państwa i brak chęci walki z inflacją przez bank centralny zapłacą obywatele. Widzą już to ci, którzy wyjeżdżają za granicę, a za kilka miesięcy zobaczą wszyscy w postaci dramatycznego wzrostu inflacji. Minimalne wynagrodzenie w Turcji wynosi obecnie - według danych OECD - 2029 lir brutto, czyli 312 dolarów (1170 zł), licząc po kursie USD/TRY na poziomie 6,50.
Spadek wartości liry cofnął pensje Turków poniżej wartości z 2004 r. (rok wcześniej premierem został obecny prezydent Recep Tayyip Erdogan). Według OECD minimalna wypłata była wtedy w Turcji na poziomie 433 lir, ale dolar pod koniec 2004 r. kosztował 1,34 liry. To oznacza, że pensja wyrażona w dolarach miała wartość 323 dolarów, czyli więcej niż obecnie.