Od początku roku brazylijski real stracił prawie 20 proc. wartości do dolara. To nie tylko efekt braku reform od ostatniego kryzysu czy strajków sprzed kilku miesięcy. Brazylia będzie musiała się zmierzyć z bardzo poważnym kryzysem politycznym, którego najbardziej jaskrawym przykładem jest więzienie najpopularniejszego kandydata na prezydenta - pisze Marcin Lipka, główny analityk Cinkciarz.pl.
Minione kilka lat było bardzo trudne dla brazylijskiej gospodarki. Koniec boomu na metale przemysłowe czy surowce rolne, którego ten latynoamerykański kraj był beneficjentem, spowodował dwuletni okres recesji w Brazylii (lata 2014-2015). Zbyt duże wydatki socjalne i brak reform podczas tłustych lat przyczyniły się z kolei do eksplozji długu, który osiąga obecnie 84 proc. PKB, podczas gdy w 2014 r. było to 58 proc.
Trudności w opanowaniu kryzysowej sytuacji spowodowały, że Brazylia straciła inwestycyjny rating i przestała być ulubieńcem kapitału zagranicznego. Poważnym problemem dla kraju jest także sytuacja polityczna. W połowie 2016 r., półtora roku po zaprzysiężeniu na drugą kadencję, ówczesna prezydent Dilma Rousseff została odwołana odwołana przez Kongres w procedurze impeachmentu związanej z aferą korupcyjną.
Jej zastępca, a jednocześnie obecny prezydent Michel Temer, bardzo szybko zaczął tracić poparcie społeczne (obecnie waha się przy granicy 5 proc.), nie przeprowadził żadnych kluczowych reform (np. zbyt hojnego systemu emerytalnego), a dodatkowo jeszcze pod koniec maja państwo praktycznie zamarło podczas ogólnokrajowego strajku kierowców ciężarówek sprzeciwiających się podwyżkom cen paliw. To niestety nie koniec problemów Brazylijczyków. Za półtora miesiąca będą musieli się zmierzyć z jedną z najdziwniejszych elekcji w historii.
Lula – kandydat z więzienia
Przez pewien czas można było sądzić, że przynajmniej część problemów Brazylii, zwłaszcza tych związanych z korupcją i brakiem reform, mogą rozwiązać październikowe wybory. Niestety, w ostatnich miesiącach to one generują przede wszystkim problemy.
Rząd, przed wyborami, ustąpił protestującym kierowcom i obniżył ceny paliw, chociaż przez lata dotacje dla transportu drogowego ciążyły na wydatkach fiskalnych i zaburzały konkurencję na rynku. Poza tym za kratki, w związku z zarzutami korupcyjnymi, trafił Luiz Inacio Lula da Silva, często nazywany po prostu Lula. Prezydent Brazylii w latach 2003-2010, utożsamiany (w wielu przypadkach niesłusznie) przez rodaków z sukcesami ekonomicznymi, postanowił kandydować na prezydenta. Choć Trybunał Wyborczy zarejestrował jego kandydaturę, to nie będzie on mógł faktycznie uczestniczyć w wyścigu do fotela prezydenta. Decyzja o zakazie uczestnictwa w wyborach prawdopodobnie napłynie w najbliższych dwóch-trzech tygodniach.
Szkodliwa gra Partii Pracujących
Informacja o więzieniu kandydata na prezydenta nie jest jeszcze najpoważniejszym problemem Brazylii. Istotniejszy jest fakt, że Lula według sondaży z 20 sierpnia (Datafolha) cieszy się poparciem 39 proc. ankietowanych, podczas gdy na drugiego kandydata chce głosować o blisko połowę mniej wyborców - 20,5 proc. dla Jair Messias Bolsonaro.
Partia Pracujących (PT), z której pochodzi nie tylko Lula, ale również odwołana dwa lata temu Rousseff, ma oczywiście innego kandydata, gdyby finalnie Lula nie mógł kandydować. Poparcie dla jego kandydatury jest jednak na tyle nikłe, że praktycznie przestaje się liczyć, a głosy Luli rozkładają się na inne, często ideologicznie sprzecznych osoby.
Niewykluczone, że PT popełniła olbrzymi błąd, promując Lulę i licząc przy tym na przyciągnięcie głosów do swojego środowiska. Gdy Lula zostanie odrzucony przez Trybunał, prawie 40 proc. głosujących pozostanie bez swojego kandydata tuż przed pierwszą turą wyborów zaplanowaną na 7 października.
Dodatkowo przez zamieszanie związane z Lulą przyszły prezydent będzie miał poważne problemy, by forsować niezbędne reformy, gdyż społeczeństwo popierające byłego przywódcę siedzącego w więzieniu, nie będzie skłonne do nieuniknionych wyrzeczeń. Będzie to więc zaproszenie do kolejnego kryzysu ekonomicznego.
Kryzys polityczny to kryzys gospodarczy
Do podobnych wniosków zaczynają dochodzić także inwestorzy. Niepewna sytuacja polityczna może nie skończyć się po wyborach. To przyczynia się do spadku wartości reala, który w relacji do amerykańskiej waluty stracił w tym roku prawie 20 proc. i ociera się o najniższe poziomy w historii osiągnięte w szczycie kryzysu 2014-2015. Dodatkowo real jest w tym roku czwartą najsłabszą na świecie walutą wśród 146 krajów, ustępując miejsca tylko argentyńskiemu peso, tureckiej lirze i angolskiej kwanzie.