Pokojowe protesty związane z wysokimi cenami diesla czy benzyny mogą być uzasadnione. Różnica pomiędzy ceną rynkową i detaliczną paliw w Polsce jest obecnie największa w historii. Na europejskim rynku notowania popularnej 95 są na najniższym poziomie od prawie półtora roku, a kierowcy w ogóle tego nie odczuwają - pisze Marcin Lipka, główny analityk Cinkciarz.pl.
Do protestujących kierowców we Francji oraz w Bułgarii zaczynają dołączać inni. Rozgoryczenie zbyt wysokimi cenami paliw dotyka konsumentów i przedsiębiorców w Belgii. Dziś do nich mogą dołączyć także Polacy oraz Niemcy, którzy planują unikać wizyt na stacjach benzynowych w jeden dzień, by tym samym zamanifestować swoje niezadowolenie ze zbyt wysokich cen paliw.
Opieszałość w obniżkach cen
Pomijając różnice w podatkach w poszczególnych krajach, warto zwrócić uwagę, że mimo załamania się hurtowych cen benzyny czy oleju napędowego ceny detaliczne obniżają się wyjątkowo wolno lub wcale.
Litr benzyny na europejskim rynku ARA (Amsterdam-Rotterdam-Antwerpia) kosztuje jedynie 1,41 zł, czyli najmniej od lipca 2017 r. Wartości z holenderskich czy belgijskich rafinerii wyznaczają ceny na Starym Kontynencie w tym oczywiście w Polsce. Notowania ARA nie zawierają podatków i marży detalicznej oraz hurtowej, ale przez ostatnie niecałe dwa miesiące spadły już o 70 gr na litrze. Cena detaliczna w Polsce obniżyła się natomiast zaledwie o 8 gr i według danych Komisji Europejskiej litr benzyny w naszym kraju kosztuje 5,04 zł.
Ważnym parametrem sugerującym zbyt wolne spadki na stacjach jest różnica pomiędzy ceną detaliczną i rynkową. Zwykle ona waha się w okolicach 3,00-3,20 zł za litr i zawiera marże oraz podatki, teraz sięga poziomu 3,63 zł i jest największa od przynajmniej 10 lat.
Bardzo podobnie sytuacja wygląda z cenami diesla. Olej napędowy na europejskim rynku ARA jest oferowany za 1,9 zł za litr, podczas gdy w Polsce na stacjach kosztuje przeciętnie 5,27 zł, według danych Komisji Europejskiej. Różnica pomiędzy detaliczną i hurtową ceną diesla jest obecnie największa w Polsce przynajmniej od 2004 r., czyli od początku publikowania danych przez KE.
Niski poziom Renu i inne wytłumaczenia
W ostatnim czasie było sporo wytłumaczeń, dlaczego cena detaliczna paliw zbyt wolno reaguje na zmiany hurtowe. Prócz wysokich cen ropy we wrześniu i na początku października mieliśmy także rekordowe przestoje w europejskich rafineriach. Gdy paliwo zaczęło jednak tanieć, pojawiły się problemy logistyczne związane z niskim poziomem rzek w Niemczech (paliwa są transportowane m.in. Renem do południowych landów czy do Szwajcarii), co utrudniało dostawę do końcowych odbiorców.
Niemcy i Szwajcarzy musieli uruchomić strategiczne rezerwy paliw i korzystać z alternatywnych źródeł dostaw, co podnosiło ceny na całym kontynencie, a być może nawet i na świecie, bo diesel jest drogi również w USA.
Niewykluczone jednak, że koncerny naftowe zaczynają wykorzystywać te problemy i celowo utrzymywać wysokie ceny. Wydanie online Der Spiegel, które informowało o poniedziałkowych protestach w Niemczech (niewykluczone, że inspirowanych tymi zaplanowanymi w Polsce), cytowało również stanowisko ADAC (niemieckiego automobilklubu), które zwracało uwagę, że ceny detaliczna rosły, gdy szczyt notowań ropy był już za nami. ADAC także podkreślało konieczność większej konkurencji zarówno na etapie wydobycia ropy, jak i jej przerobu.
Powinno być dużo taniej
Jeżeli sytuacja na hurtowym rynku paliw się dramatycznie nie odwróci i niskie ceny się utrzymają, to za 2-3 tygodnie średnio powinniśmy płacić za benzynę w granicach 4,50-4,60 zł/litr. Diesel także powinien względnie szybko zmierzać do granicy 5,00 zł za litr. W przypadku braku spadków cen w okolice tych poziomów, będzie można mówić o bardzo poważnym problemie na detalicznym rynku paliw w Polsce.