Przed nami kolejna fala podwyżek cen benzyny na stacjach paliwowych. Częściowo odpowiada za to blackout w Wenezueli, a częściowo powrót wyższych marż rafineryjnych spowodowanych sytuacją w USA. Na pocieszenie, tym razem podwyżki nie dotkną właścicieli diesli – pisze Marcin Lipka, główny analityk Cinkciarz.pl.
Na początku marca w Wenezueli przez kilka dni brakowało prądu. Bez energii elektrycznej wydobycie i eksport ropy naftowej z tego pogrążonego w kryzysie kraju było poważnie utrudnione. Gdy wydawało się, że największe problemy zostały zażegnane, Wenezuelę dotknęła druga fala ciemności. Czy jednak teraz wydarzenia w latynoamerykańskim państwie będą wpływać na ceny na polskich stacjach paliw?
Wenezuela bez elektryczności i internetu
Kolejne przerwy w dostawie prądu nawiedziły Wenezuelę w poniedziałek. Totalitarne władze w Caracas upierają się, że to działania zagranicznych przeciwników reżimu prezydenta Nicolasa Maduro. Prawda jest jednak zupełnie inna.
Przez lata elektrownie wodne, które dostarczają większość prądu w Wenezueli, nie były odpowiednio konserwowane. Brakowało zagranicznej waluty w skorumpowanym do granic możliwości kraju, a władze nie płaciły zagranicznym firmom mającym modernizować infrastrukturę energetyczną.
Od ostatniego blackoutu elektrownie i inne newralgiczne miejsca dla energetyki pilnowało nawet wojsko. To jednak nie zapobiegło kolejnej awarii, która praktycznie odcięła od dostaw prądu całe państwo. Bez prądu nie działało metro w Caracas ani sygnalizacja świetlna. Cały handel detaliczny praktycznie zamiera, gdyż przy wysokich temperaturach i wobec braku prądu szybko psuje się żywność i utrudnione są płatności elektroniczne.
Cierpi także transport drogowy, np. ze względu na trudności w nabyciu paliw (brak elektryczności i samego surowca), a pasażerowie lotniska w stolicy kraju oczekiwali na samoloty w ciemnościach. Ministerstwo Informacji z kolei donosiło, że do czwartku włącznie pracownicy części sektora publicznego i uczniowie mają wolne.
Brak zasilania utrudnia ludziom także dostęp do internetu. NetBlocks, który monitoruje ruch w sieci, pokazuje, że w Wenezueli połączenia praktycznie zamarły w ostatnich dniach. Dodatkowo władze, gdy zauważają niepokojącą ilość antyrządowych informacji, blokują dostęp do serwisów społecznościowych i wyszukiwarek.
Kraj umiera w przenośni i dosłownie
Poza tymi niedogodnościami, które są dotkliwe dla społeczeństwa, dochodzi do naprawdę dramatycznych scen. Szpitale, które chociaż mają awaryjne systemy zasilania, od lat były niedofinansowane. Część z nich musiała działać bez prądu. Sieć obiegły materiały wideo o przeprowadzonych operacjach przy świetle z latarek smartfonów.
Bez prądu nie ma także wody w wielu miejscach kraju. Placówki służby zdrowia nie radzą więc sobie z podstawowymi czynnościami, a ludzie na oddziałach szpitalnych dosłownie umierają ze względu na brak leków, środków czystości czy personelu. Znaczna część z lekarzy pochodziła z Kuby i opuścili oni Wenezuelę.
Rynek ropy już wycenił problemy Wenezueli
Humanitarny kryzys Wenezueli dotyczy również globalnej podaży ropy naftowej. Wydobycie surowca z Boliwariańskiej Republiki dramatyczne spadało praktycznie przez wszystkie miesiące ostatnich trzech lat.
Jeszcze w lutym 2016 r. wydobywano w tym kraju 2,3 mln baryłek ropy dziennie (b/d). Na początku tego roku było to 1,2 mln b/d, a w lutym ledwie 1,07 mln. Agencja Bloomberg szacowała, że w kilka dni po pierwszym blackoucie mimo przywrócenia dostaw prądu produkcja ropy w Wenezueli wyniosła tylko 600 tys. b/d.
W rezultacie w marcu ropa podrożała już o ok. 5 proc., a od początku roku o ok. 30 proc. Według doniesień Bloomberga to może być najlepszy kwartał dla tego surowca od 17 lat. Wydaje się jednak, że wzrosty w znacznym stopniu uwzględniają już większość problemów Wenezueli.
Udział południowoamerykańskiego państwa w globalnej podaży ropy naftowej sukcesywnie spada. Gdyby nawet produkcja w Wenezueli zupełnie ustała, nie powinno to w istotny sposób pchać cen w górę. Zwłaszcza że np. w USA wydobycie rośnie bardzo mocno w porównaniu z ubiegłym rokiem (ok. 1,7 mln b/d), a zapasy ropy w Stanach Zjednoczonych według EIA wzrosły o ostatnim badanym tygodniu.
Powodzie i pożary w USA
Chociaż ceny ropy prawdopodobnie już nie będą wyraźnie rosły, to jednak równie ważnym elementem jest fakt, że ostatnio dramatycznie wzrosła marża rafinerii wynikająca z przerobu ropy na paliwa (crack spread). Jeszcze na początku lutego w przypadku benzyny była on na najniższym poziomie w USA od prawie 10 lat i wynosiła na baryłce ropy ledwie 5 dolarów. To dzięki temu benzyna globalnie była stosunkowo tania w porównaniu do cen ropy naftowej i np. diesla. Odczuwalne to także było w Polsce.
Teraz crack spread wzrósł do 20 dolarów na baryłce i przekracza o kilka dolarów wieloletnią średnią. Jest to spowodowane z jednej strony pożarami zbiorników petrochemicznych w Houston, co zaburza transport paliw i ich wytworzenie w tym ważnym regionie, a z drugiej poważnym powodziami na środkowym zachodzie USA (Missouri, Wisconsin, Nebraska), co utrudnia pracę rafineriom i zakłóca dostawy etanolu (dodatek do benzyny).
Ze względu na mniejszą podaż bezołowiówki Amerykanie posiłkują się np. zwiększonym importem z Europy. Według obliczeń Bloomberga wzrósł on do najwyższych poziomów od ponad pół roku. Na Starym Kontynencie, a zatem także w Polsce, ceny benzyny drastycznie rosną w konsekwencji wydarzeń w USA.
Podrożeje głównie benzyna
Według danych Komisji Europejskiej w ubiegłym tygodniu ceny popularnej „bezołowiówki” w Polsce zwiększyły się o ponad 2 proc. (tylko w czterech krajach UE rosły szybciej) do 4,87 zł/itr. Ogólnie jednak, patrząc na średnie ceny benzyny bez podatków, Polska wypada bardzo blisko unijnej średniej, można więc powiedzieć, że ceny ustalone przez polskie stacje nie są zawyżone.
Na rynku globalnym i w polskim hurcie od połowy marca ceny benzyny silnie rosły (przez dwa tygodnie o ponad 20 groszy). I choć wygląda na to, że negatywny trend w hurcie wreszcie się zatrzymał, to prawdopodobnie bariera 5 zł za litr zacznie pękać na stacjach w kolejnych dniach.
Większych ruchów nie widać natomiast na rynku globalnym oleju napędowego. Nie ma więc powodów, by obecna cena ok. 5,10 zł/l miała zostać w najbliższych dniach wyraźniej przekroczona. Tym razem więc w przeciwieństwie do minionych miesięcy głębiej do kieszeni zaczną sięgać właściciele aut napędzanych benzyną niż dieslem.