Donald Trump szedł po władzę, obiecując m.in. odbudowę potęgi amerykańskiego przemysłu i likwidację deficytu w wymianie towarowej z Chinami. Posługując się dość topornymi metodami, wywołał wojnę handlową. Joe Biden wcale nie zamierza ustępować Chińczykom, ale wojnę chce zmienić w wyścig, sięgając po bardziej subtelne narzędzia niż jego poprzednik. Problem w tym, że losy wyścigu o miano największej gospodarki świata wydają się już przesądzone – pisze Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl.
Właśnie minął rok od uroczystego podpisania wstępnej umowy pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Chinami. Kończyła ona otwarty konflikt handlowy, embarga i wymianę ceł między mocarstwami.
Ubiegłotygodniowa zmiana gospodarza Białego Domu nie oznacza, że napięcie na linii Pekin i Waszyngton wygaśnie. Istnieją jednak przesłanki, by zakładać, że gospodarcza rywalizacja mocarstw przyjmie inne, bardziej przewidywalne oblicze.
Jak Trump z Chinami, Unią, Kanadą i Meksykiem wojował
Jednym z głównych zadań, które stawiał sobie Donald Trump, obejmując urząd prezydenta USA, była zmiana relacji z państwami prowadzącymi – jego zdaniem – nieuczciwą politykę handlową. Trump zamierzał zlikwidować deficyt w obrotach towarowych. Dobrał do tego dość archaiczne i protekcjonistyczne środki, m.in. nakładanie ceł. Doprowadziło to do wybuchu wojny handlowej z Chinami. Dochodziło także do licznych tarć w stosunkach z Kanadą, Meksykiem czy Unią Europejską.
Trudno określić, by misja Trumpa zakończyła się sukcesem. Deficyt w kilku minionych latach uległby wręcz rozszerzeniu, sytuację ratował jednak fakt, że Stany Zjednoczone stały się eksporterem ropy i produktów naftowych.
Spory handlowe nie przywróciły świetności przemysłu
Donald Trump zdobywał władzę z hasłami odbudowy potęgi amerykańskiego przemysłu. Postulaty te rozbudziły silne sentymenty w mieszkańcach niegdyś rozkwitającego i mocno zindustrializowanego tzw. Pasa Rdzy (stany Michigan, Indiana, Ohio, Pensylwania), przesądzając o zwycięstwie w wyborach z 2016 r.
Konfrontacyjna postawa względem Chin nie przełożyła się jednak na odbudowę przemysłu, który pomimo gospodarczego boomu z poprzednich lat (obrazowanego m.in. osiągnięciem przez USA stanu pełnego zatrudnienia) nie zbliżył się nawet do poziomu produkcji z cyklicznego szczytu poprzedzającego wybuch globalnego kryzysu finansowego.
Chiński smok otrząsnął się z pandemii i nadal zyskuje moc
Donald Trump poniósł klęskę, jeśli sądził, że wywołanie wojen handlowych zepchnie Chiny ze ścieżki prowadzącej do osiągnięcia statusu największej światowej gospodarki. Dynamika PKB Chin w poprzednich latach nie spadła poniżej przyzwoitych 6 proc. Ba, nawet w pandemicznym roku 2020 gospodarka Państwa Środka nie skurczyła się.
Obecnie wartość chińskiej gospodarki stanowi ok. 70 proc. PKB USA, ale szacunki Międzynarodowego Funduszu Walutowego nie pozostawiają złudzeń. Dystans będzie malał i do końca kadencji Joe Bidena powinien skurczyć się do ok. 10 proc. W dobie Trumpa nie doszło zatem ani do odrodzenia przemysłowej potęgi USA, ani skutecznego nasypania piachu w tryby największej gospodarki wschodzącej.
Mniejszy deficyt w wymianie z Chinami, ale...
Można jednak mówić o pewnych sukcesach, jeśli spojrzymy wyłącznie na deficyt w wymianie handlowej USA z Chinami, bowiem zawęził się on w kilka lat z ok. 350 mld dolarów do 300 mld. Po wnikliwszej analizie sukces okaże się w dużej mierze pozorny. Po pierwsze, zmniejszenie deficytu nie przełożyło się na zastąpienie importu z Chin krajową produkcją, lecz skutkowało zmianą dostawców. Tym sposobem, jednym z największych wygranych wojny handlowej stał się Wietnam. Wielu komentatorów ocenia nawet, że tendencja ta nie byłaby możliwa gdyby nie… reeksport dóbr wytworzonych w Państwie Środka. Po drugie, na finiszu kadencji Donalda Trumpa eksport amerykańskich dóbr miał wartość o ledwie 4 proc. wyższą niż w momencie, gdy obejmował on urząd.
Mam konto na Twitterze i nie zawaham się go użyć
Ważnym problemem dla rynków finansowych był nie tylko konflikt USA z Państwem Środka, ale przeniesienie go na kanał na Twitterze, na którym Donald Trump regularnie dawał dowody swojej impulsywności i nieprzewidywalności.
Wpisy w mediach społecznościowych zajęły miejsce briefingów prasowych, a na tapet niejednokrotnie brane były także państwa OPEC, w tym sojusznicza Arabia Saudyjska (żądano ograniczenia wydobycia) czy nawet szefostwo Rezerwy Federalnej (rugane za wysoki poziom stóp procentowych i oskarżane o doprowadzanie do zbyt mocnego dolara). Słowem: na rynkach finansowych przez długie okresy dominował chaos i szarpane zmiany wyceny walut, surowców i akcji.
Dodajmy, że z czasem problem dostrzegać zaczęli również menedżerowie firm prowadzących działalność międzynarodową. Tuż przed wybuchem pandemii w świetle licznych badań, m.in. Światowego Forum Ekonomicznego, protekcjonistyczne praktyki, konfrontacyjne nastawienie mocarstw oraz regulacyjna niepewność urosły do rangi największych zmartwienia liderów biznesu.
Biden i jego administracja gotowi na wyścig
Można liczyć, że administracja Joe Bidena poprowadzi bardziej przewidywalną politykę, a swoje stanowisko będzie koordynować z sojusznikami, między innymi Unią Europejską i Japonią. Kluczowe postaci otoczenia nowego prezydenta zapewniają, że twardy kurs zostanie podtrzymany. Krytykowane są jedynie nieskuteczne środki nacisku, na które postawił poprzedni prezydent, nie zaś sama potrzeba rzucenia wyzwania Państwu Środka.
Antony Blinken, sposobiący się do objęcia stanowiska Sekretarza Stanu, przyznał wręcz przed członkami senackiej Komisji Spraw Zagranicznych, że były prezydent postąpił słusznie, biorąc na celownik Chiny. W podobnym tonie wypowiadała się przyszła Sekretarz Skarbu Janet Yellen, która wcześniej pełniła już funkcję Przewodniczącej Rady Gubernatorów Rezerwy Federalnej oraz stała na czele Rady Doradców Ekonomicznych Billa Clintona. Określiła ona w ostatnich dniach Chiny mianem strategicznego konkurenta Stanów Zjednoczonych i zapowiedziała, że będzie zapobiegać wszelkim nieuczciwym praktykom handlowym.
Joe Biden w trakcie kampanii wyborczej sugerował, że jego strategia będzie bazować na wspieraniu konkurencyjności i innowacyjności amerykańskich przedsiębiorstw, a nie na chronieniu ich poprzez nakładanie nowych ceł. Nowych, gdyż nie należy spodziewać się wycofania z taryf nałożonych w poprzedniej kadencji. Wyzwanie stojące przed Bidenem jest gigantyczne, ponieważ obecnie wszystko wskazuje, że może jeszcze nie w trakcie jego obecnej kadencji, ale w perspektywie dekady chińska gospodarka stanie się największa na świecie.