Już 3 mln osób wyemigrowało z pogrążonej w niewyobrażalnym kryzysie Wenezueli. W kraju brakuje jedzenia, wody pitnej i elementarnej opieki zdrowotnej. Nie ma też śladu po przygotowywanej miesiącami reformie walutowej. Przez zaledwie trzy miesiące boliwar stracił ponad 75 proc. wartości - pisze Marcin Lipka, główny analityk Cinkciarz.pl.
Dramat Wenezuelczyków pogłębia się. Według najnowszych szacunków organu ONZ zajmującego się kwestiami migracji (UNHCR) do krajów Ameryki Łacińskiej przybyło 2,4 mln Wenezuelczyków. Tylko w samej Kolumbii przed biedą, chorobami, głodem i przestępczością schroniło się ok. 1 mln obywateli pogrążonego w kryzysie kraju. W sumie poza ojczyzną przebywa 3 mln obywateli (ok. 10 proc. ludności) tego południowoamerykańskiego państwa.
Emigracja w tym momencie wcale nie jest najpoważniejszym problemem Wenezueli. Tragicznie przedstawia się los tych, którzy zostali w Boliwariańskiej Republice. Gehennę lokalnej ludności pokazują raporty opublikowane przez pozarządowe organizacje oraz lekarzy.
Brakowało żywności, a teraz nie ma nawet wody i prądu
Według opracowania „Right to Water” przygotowanego przez organizacje społeczne, aż 82 proc. populacji (26 mln ludzi) nie ma regularnego dostępu do wody. 20 lat temu proporcje były odwrotne i 87 proc. mieszkańców otrzymywało zdatną do picia wodę.
Nie tylko gospodarstwa domowe czy przedsiębiorstwa mają kłopot z dostępem do wody. 75 proc jednostek publicznej służby zdrowia również nie otrzymuje regularnie wody, a 25 proc. nie ma jej w ogóle. Zresztą jej jakość i tak jest niezadowalająca. Braki kadrowe i finansowe powodują, że przedsiębiorstwa użyteczności publicznej nie wywiązują się z obowiązków, a woda jest zanieczyszczona lub nie jest badana.
Środków brakuje także na utrzymanie potencjału największej hydroelektrowni Wenezueli (Guri). Według Raportu powinna zaspokajać 65 proc. krajowego zapotrzebowania na energię elektryczną. Obecnie jednak 9 z 20 turbin nie działa, co oznacza, że brak prądu przekraczający 12 godzin „dotyka znaczne części terytorium kraju” - czytamy w „Right to Water”.
Publiczna służba zdrowia zamarła
Zanieczyszczenia lub braki wody w powiązaniu z przerwami w dostępie do energii elektrycznej generują olbrzymi problem dla szpitali. Gdy do tego dodamy cięcia w finansowaniu leków, katastrofa jest praktycznie gwarantowana.
Według wrześniowego raportu „Right to Health” od 2011 r. aż o 82 proc. zmniejszyły się możliwości udzielenia pomocy lekarskiej w publicznym systemie zdrowia. Od 2016 r. leczenia pozbawiono 300 tys. osób, które miały przeszczepione organy, hemofilię, raka lub wymagały innej specjalistycznej pomocy.
Między 2017 a 2018 rokiem na 15 tys. regularnie dializowanych osób aż 2,5 tys. zmarło, ze względu na awarie bądź braki urządzeń do dializ, ich zanieczyszczenie bądź konieczność zamknięcia placówki medycznej.
Na 25 oddziałów zapewniających radioterapię funkcjonują tylko cztery. Ze względu na całkowite uzależnianie się Wenezueli od importu leków (95 proc. medykamentów sprowadzano z zagranicy) ich konsumpcja spadła o 93 proc. Aż 92 proc. placówek medycznych i oddziałów szpitalnych raportuje braki w podstawowych i relatywnie tanich leków (np. aspiryny).
Gospodarka na dnie
Biorąc pod uwagę całkowitą zapaść państwa i poważny kryzys humanitarny, wielkim zaskoczeniem nie będzie fakt, że przygotowywana miesiącami reforma gospodarcza legła w gruzach. Powiązanie boliwara z kryptowalutą uzależnioną od ceny ropy naftowej zakończyło się całkowitym fiaskiem.
Trzy miesiące temu za dolara trzeba było płacić 60 nowych boliwarów (6 mln starych). Tylko przez kilka dni kurs czarnorynkowy był zbliżony do oficjalnego. Teraz amerykańska waluta już kosztuje 250 boliwarów, czyli ponad cztery razy więcej.
Coraz gorzej wygląda także sytuacja sektora paliwowego w kraju. Choć w Wenezueli, państwie z największymi złożami ropy naftowej na świecie, benzyna jest nadal praktycznie darmowa, to zaczyna jej po prostu brakować. Dane agencji Bloomberg pokazują, że rafinerie pracują poniżej 20 proc. swoich możliwości produkcyjnych, co jest przede wszystkim spowodowane brakiem inwestycji oraz personelu. Doniesienia mediów ujawniają również wielogodzinne kolejki po paliwo.
Niewykluczone, że niedostatek paliwa, nawet w większym stopniu niż problemy związane z opieką zdrowotną, elektrycznością czy wodą, przyczyni się do upadku reżimu prezydenta Nicolasa Maduro. Prawdopodobnie dlatego zresztą do tej pory władze starały się utrzymać podaż paliw dla kraju na relatywnie wysokim poziomie, tnąc przy tym wydatki na wszelkie inne publiczne dobra i usługi.