Jeśli ktoś 10 lat temu zainwestował w kryptowaluty, prawdopodobnie zyskał fortunę. Dziewięć milionów – taki procentowy wzrost zanotował bitcoin w ciągu ostatniej dekady (od lipca 2010 r.), wg danych agencji Bloomberg. W tym samym czasie główne indeksy giełdowe w USA wzrosły o 300 proc., złoto o 25 proc., a indeks największych polskich spółek WIG20 spadł o ok. 8 proc. – pisze Bartosz Grejner, analityk rynkowy Cinkciarz.pl.
Bitcoin na koniec 2019 r. mógł pochwalić się tak silnymi wzrostami, mimo że jego bieżąca cena ok. 7220 dolarów stanowi ledwie jedną trzecią szczytu z grudnia 2017 r.
To już się nie zdarzy?
Tak istotne wzrosty mogą jednak być niezwykle trudne do powtórzenia, o ile w ogóle możliwe. Już dziś wiemy, że nie spełni się wiele nadziei napędzających ten 9-milionowy zysk. Nie następuje szybka adaptacja bitcoina, a jednocześnie mnożą się kryptowalutowe alternatywy. Jest ich obecnie blisko 5 tys. – wg CoinMarketCap.
Zwolennicy bitcoina mogą szukać nadziei na 2020 r. w zjawisku halvingu, czyli zmniejszeniu o połowę otrzymywanych bitcoinów w rekompensacie za ich „wykopywanie”. Nastąpi to w maju, a wynagrodzenie spadnie z 12,5 do 6,25 bitcoina. Nadzieja opiera się na dwóch wcześniejszych halvingach. Wg danych Bloomberga po pierwszym z nich w 2012 r. cena kryptowaluty wzrosła o blisko 8,2 tys. proc. w rok, natomiast po drugim w 2016 r. o ok. 2,2 tys. w półtora roku.
Próbka danych jest oczywiście bardzo mała i nie daje gwarancji, że historia powtórzy się po raz trzeci. Sytuacja na rynku jest także nieco inna niż w poprzednich latach. Bitcoin, ale także bodaj wszystkie kryptowaluty ogółem, nie mają aż takiej ekspozycji medialnej, jaką mogły cieszyć się jeszcze dwa lata temu. Niewielka skala ich wykorzystania w codziennych transakcjach zniechęciła wiele instytucji finansowych do zwiększenia zainteresowania kryptowalutami z kręgu bitcoina.
Konkurencja, jakiej nie było
Kilka lat temu nie toczyła się jeszcze tak szeroka, jak dziś dyskusja o tzw. stablecoinach, czyli kryptowalutach powiązanych z tradycyjnymi aktywami, np. dolarami. Na tym bazuje m.in. tworzona przez Facebook libra, która jednak i tak napotka duże problemy w USA i UE, a z projektu wycofali się już najwięksi partnerzy.
Pojawiają się koncepcje tworzenia własnych kryptowalut przez największe banki centralne na świecie. Gdyby CBDC (Central Bank Digital Currency), czyli kryptowaluty banków centralnych zostały wprowadzone w poszczególnych krajach czy grupach państw, mogłyby zadać kolejny cios bitcoinowi. Te projekty kłócą się z ideą stojącą w jakiejś mierze za 9-milionową aprecjacją wartości bitcoina w ostatniej dekadzie. Najbardziej znana kryptowaluta pozostaje przecież poza systemem finansowym i nie zależy od żadnego z banków centralnych czy rządu.
Stabilizacja? Nawet o to nie będzie łatwo
Prawdopodobnie najlepszym, czego można życzyć cenie bitcoina na 2020 r., jest stabilizacja. Tyle że nawet z tym nie będzie łatwo. Może się okazać, że wspomniany halving bitcoina, zaplanowany na maj, został już w całości uwzględniony w cenie. Jeśli tak jest, to obecny poziom może być już nieco na wyrost optymistyczny. Bieżący kurs ok. 7220 dol. w ostatni dzień 2019 r. znajduje się od nieco ponad miesiąca poniżej trzech istotnych poziomów długookresowych średnich ruchomych cen – 50-dniowej, 100-dniowej i 200-dniowej. Bez pozytywnych bodźców dla rynku obecny trend spadkowy może doprowadzić cenę bitcoina z powrotem do 3-4 tys. dol, czyli w okolice poziomów z pierwszego kwartału 2019 r. Nadzieje na szerszą adaptację, odreagowanie i powrót wzrostów mogą podtrzymywać popyt i tym samym cenę bitcoina na relatywnie wysokich poziomach oraz powodować w dalszym ciągu silne wahania wartości. Jednak sen o siedmiocyfrowym wzroście najprawdopodobniej już się nie powtórzy, w każdym razie już nie w przypadku bitcoina.