Bez wojen czy kataklizmów włoska gospodarka stacza się już od ponad dwóch dekad. Wysokie zadłużenie publiczne, niski poziom zatrudnienia, korupcja, nieefektywna administracja czy silne podziały pomiędzy północą i południem tworzą skalę problemu. Czy możliwe jest jednak, że do stagnacji przyczynia się również bogactwo starzejącej się części społeczeństwa? – pisze Marcin Lipka, główny analityk Cinkciarz.pl.
Niebawem minie rok od ostatnich wyborów do włoskiego parlamentu. Egzotyczna koalicja złożona z prawicowej Ligi i lewicującego Ruchu 5 Gwiazd nie rokowała dobrze, nawet zanim jeszcze powstała. Populistyczne hasła o dochodzie gwarantowanym czy cofnięciu reformy emerytalnej spowodowały dwukrotny wzrost kosztów finansowania nowego zadłużenia Rzymu.
Późniejszy konflikt z Komisją Europejską o budżet na kolejne trzy lata utrzymywał kraj w niepewności, a globalne spowolnienie koniunktury natychmiast pchnęło Italię w recesję. Dlaczego Włochy są tak wrażliwą i niewydolną gospodarką i czyja to wina?
Włoska niewydolność
Przez 20 lat PKB na jednego mieszkańca Włoch uległo zmniejszeniu o ok. 3 proc. W tym samym czasie w Niemczech wzrosło o ponad 20 proc., a w USA prawie o 25 proc. Zmiana PKB na obywatela jest pochodną wydajności pracy. Produktywność Włochów, według danych MFW, jest dziś o ok. 5 proc. niższa niż na początku stulecia, podczas gdy w Niemczech podniosła się o 10 proc.
Włoscy pracownicy nie dość, że nie są produktywni, to jeszcze są drodzy. Jednostkowy koszt pracy we włoskim przemyśle wzrósł o blisko 30 proc. od początku nowego milenium, podczas gdy w całej strefie euro pozostał na stałym poziomie. Mało tego. Nie dość, że włoscy pracownicy są przepłacani i mało wydajni, to jeszcze niechętnie garną się do aktywności zawodowej. Odsetek społeczeństwa pracującego lub szukającego zatrudnienia jest nawet niższy niż w Grecji.
Zabójcze koszty
Niska aktywność zawodowa to rezultat późnego wchodzenia na rynek pracy ludzi młodych, a także jego wczesnego opuszczenia, czyli przechodzenia na emeryturę. To generuje olbrzymie koszty dla systemu finansów publicznych.
Obecnie Włochy wydają na emerytury aż 16 proc. całego PKB, czyli mniej więcej 250 mld euro. W ciągu kolejnych 20 lat te wydatki, według szacunków MFW, zwiększą się do 21 proc. PKB, co może stanowić aż blisko 50 proc. wszystkich wydatków sektora finansów publicznych. Niemal trzy razy więcej niż wynosi obecnie średnia w OECD.
Włosi muszą także finansować swój olbrzymi dług przekraczający 2 biliony euro. Przez fatalne decyzje polityczne z ostatnich miesięcy i brak poważnych reform strukturalnych w trakcie dwóch dekad bieżące koszty finansowania nowego długu są we Włoszech niemal trzy razy wyższe niż w Hiszpanii.
Perspektywy coraz gorsze
Włosi poza silnie zadłużonym sektorem finansów publicznych czy niską wydajnością pracy mają również niezwykle wrażliwy system bankowy, którego kondycja jest zakładnikiem koniunktury. Wysokie koszty finansowania banków, znaczny odsetek kredytów obarczonych wysokim ryzykiem niespłacalności i inwestycje w krajowe instrumenty skarbowe powodują, że nawet przy niewielkim spowolnieniu istnieje niebezpieczeństwo zatrzymania akcji kredytowej, czyli blokada kapitału do rozwoju przedsiębiorstw.
Przy potencjalnym wzroście PKB szacowanym na ok. 0,5 proc. rocznie i poważnych strukturalnych słabościach już w scenariuszu umiarkowanego spowolnienia koniunktury (symulacja MFW w Article IV Consultation) relacja dług do PKB wzrośnie powyżej 150 proc. W tym całym koszyku problemów nad Tybrem istnieje jeden pozytywny, jakby się wydawało, element. Włosi są bogaci. Jednak akurat w tej sytuacji bogactwo raczej im szkodzi, niż pomaga.
Zamożność przekleństwem Włoch
Dane MFW i EBC pokazują, że majątek netto włoskich gospodarstw domowych znacznie przekracza ten w Niemczech czy w strefie euro – i to zarówno dla tych 10 proc. najbogatszych, jak i mediany czy 30 proc. najmniej zamożnych obywateli. Średnie gospodarstwo domowe we Włoszech ma aktywa netto przekraczające 350 tys. euro.
Ten majątek składa się jednak przede wszystkim z nieruchomości (dwie trzecie) oraz lokat bankowych czy obligacji skarbowych (pożyczają własnemu niewydolnemu państwu). Krótko mówiąc, zgromadzone dobra w niewystarczający i nieefektywny sposób pracują na rozwój kraju.
W znacznie większym stopniu niż w innych krajach we Włoszech majątek tkwi w rękach osób starszych, które jednocześnie są beneficjentami niezwykle hojnego systemu emerytalnego (stopa zastąpienia sięga prawie 100 proc. ostatniego wynagrodzenia, chociaż optymalnie powinna wynosić ok. 60-70 proc.). Część kapitału, który jest najbardziej płynny, może także bardzo szybko odpływać za granicę, co pokazał drugi kwartał 2018 r., kiedy odpływ był większy niż w czasie szczytu kryzysu zadłużeniowego w strefie euro w 2012 r.
Ogólne więc bogactwo rodzin w znacznym stopniu jest iluzoryczne. Przy załamaniu gospodarczym spadki cen nieruchomości mogą długo szukać dna, a chroniczna niewydolność państwa szybko może stopić aktywa zgromadzone w obligacjach skarbowych. Kapitał jest zamrożony, ale nie opłaca się go wprawić w ruch ze względu na niski popyt (nowe pokolenie zarabia znacznie mniej niż poprzednie w analogicznym wieku), szereg obciążeń fiskalnych i mało elastyczny rynek pracy (trudno zwolnić nieefektywnego pracownika).
Nie ma szans na poprawę
We Włoszech mamy niezwykłą kumulację negatywnych czynników gospodarczych. Wysokie zadłużenie państwa i olbrzymie zobowiązania wobec emerytów nie pozwalają na inwestycje w kapitał ludzki czy infrastrukturę, by poprawić potencjał gospodarki.
Zamożna część społeczeństwa zastanawia się, jak ochronić swój majątek, gdyż nie widzi perspektyw dla inwestycji, zabijając tym samym przedsiębiorczość czy resztki ducha rywalizacji nowego pokolenia (tzw. animal spirit). Sytuacji nie poprawia także strukturalnie nieefektywny rynek pracy, korupcja (szczególnie na południu kraju) czy populistyczna władza, która tylko cementuje patologiczną sytuację. W tym momencie nie ma praktycznie żadnych szans, by kondycja Włoch uległa poprawie w kolejnych dekadach. Rośnie natomiast ryzyko, że Italia podzieli los Grecji i zbankrutuje.