Ponad 3,84 zł trzeba było płacić we wtorek za dolara. To najwyższy poziom od maja 2017 r., czyli od niemal dwóch lat. Silne wzrosty wartości dolara w relacji do złotego wynikają zarówno ze słabości polskiej waluty, jak i siły amerykańskiej – pisze Marcin Lipka, główny analityk Cinkciarz.pl.
Globalna siła dolara to przede wszystkim rezultat problemów innych walut, a zwłaszcza euro. Koniunktura w strefie euro uległa znacznemu pogorszeniu w drugiej połowie 2018 r. Włochy weszły w recesję, a Niemcy są w stagnacji. Perspektywy na rok 2019 również nie są dobre. Komisja Europejska ocenia, że PKB wzrośnie o 1,3 proc., czyli prawdopodobnie o połowę wolniej niż w Stanach Zjednoczonych, gdzie MFW oczekuje wzrostu 2,5 proc.
Polityka nie pomaga
Niewiele pozytywnego także można powiedzieć o sytuacji politycznej na obszarze wspólnej waluty. Problemy z utrzymaniem koalicji rządowej występują we Włoszech, w Hiszpanii spekuluje się o przedterminowych wyborach. Zwiększa to ryzyko radykalizowania się sceny politycznej i dobrego wyniku ugrupowań populistycznych, które zwykle chcą silnego zwiększania wydatków, ale boją się przeprowadzać reformy strukturalne poprawiające konkurencyjność gospodarki.
Te negatywne trendy są widoczne przed wyborami do Parlamentu Europejskiej (23-26 maja), co może wzniecić spekulacje na temat systemowych zagrożeń dla obszaru wspólnej waluty czy całej Unii. Jakby tego było mało, Unia nie wciąż może dojść do porozumienia z Wielką Brytanią w sprawie brexitu. Chaotyczne opuszczenie UE przez Zjednoczone Królestwo nie byłoby dobre ani dla koniunktury na Wyspach, ani również dla Unii. W rezultacie euro balansuje o włos od osiągnięcia najniższych wartości od czerwca 2017 r. w relacji do dolara, czyli spadku EUR/USD poniżej poziomu 1,12.
Inni radzą sobie lepiej
Umocnienie się dolara w relacji do złotego jest więc głównie pochodną problemów w strefie euro i silnego powiązania gospodarki polskiej z unijną. Wynikać może także z gorszej kondycji naszego regionu w porównaniu do wcześniejszych oczekiwań i sytuacji rynków wschodzących na innych kontynentach.
Ameryka Łacińska jakoś przetrwała kryzys w Brazylii, Meksyku czy Argentynie i od kilku tygodni panuje tam względny spokój oraz widać napływ kapitału. Chilijskie czy kolumbijskie peso oraz brazylijski real zyskały 3-4 proc. w relacji do dolara.
Poprawiła się sytuacja w Azji. Niższa cena ropy naftowej zredukowała obawy o kondycję gospodarczą Indii czy Indonezji. Zmniejszył się strach, że wojna celna USA i Chin zaszkodzi wyraźnie azjatyckim gospodarkom. W rezultacie indonezyjska rupia czy chiński juan zyskały po ok. 1-2 proc. do dolara.
Złoty słabnie nawet do forinta. Ratunkiem gospodarka
Złoty z kolei od początku roku stracił do dolara 2,5 proc. i zajmuje przedostatnie miejsce wśród 31 walut państw rozwiniętych i rozwijających się porównywanych przez agencję Bloomberg.
Polska waluta nie tylko słabo radzi sobie w relacji do dolara, ale również do forinta. Złoty, najbardziej płynny w naszej części Europy, odzwierciedla nastawienie inwestorów do całego naszego regionu. Czasami do analogicznej sytuacji dochodzi z meksykańskim peso w Ameryce Łacińskiej. Forint też jest w niezłej kondycji w relacji do złotego (umocnił się o ok. 1,5 proc. od początku roku), gdyż niewykluczone, że węgierski bank centralny podwyższy stopy procentowe w tym roku. W Polsce na taki ruch szanse są niemal zerowe.
Ogólnie jednak nie należy też przeszacowywać zagrożeń dla złotego. Jego kondycja może się pogarszać wraz z dalszym umocnieniem dolara czy pogłębieniem problemów strefy euro, ale panicznej wyprzedaży na razie nie należy się spodziewać i pułapy 4 zł za dolara czy 4,40 zł za euro raczej nie zostaną w najbliższym czasie przekroczone. Kondycja polskiej gospodarki, mimo wyraźnego spowolnienia, pozostanie stosunkowo dobra. Nie widać także poważnych nierównowag (np. deficyt na rachunku obrotów bieżących) w rodzimej gospodarce sprzyjających gwałtownemu obniżeniu wartości waluty.