Coraz więcej krajów sugeruje, że przestaną kupować irańską ropę. Powoduje to załamanie eksportu Islamskiej Republiki oraz globalny wzrost cen tego surowca. Przedłużenie się tych negatywnych trendów to rosnące ryzyko wzrostu cen paliw, również na polskich stacjach - pisze Marcin Lipka, główny analityk Cinkciarz.pl.
Nie jest zaskoczeniem, że sankcje nałożone na Iran spowodowały zmniejszenie wydobycia ropy przez Teheran, a tym samym ograniczenie eksportu. Niewielu obserwatorów jednak oczekiwało, że skala spadku będzie tak głęboka i to jeszcze przed fizycznym wprowadzeniem sankcji zaplanowanych na początek listopada.
Coraz mniej krajów kupuje ropę z Iranu
Już od lipca Korea Południowa nie importuje ropy z Iranu. W pierwszej połowie roku Seul kupował od Teheranu ok. 300 tys. baryłek ropy dziennie (b/d). To duży klient, ale nie był to poważny cios dla Islamskiej Republiki przy zagranicznej sprzedaży „czarnego złota” na poziomie ok. 2,5 mln b/d.
Na początku września także Japonia zapowiedziała, że prawdopodobnie nie będzie importować irańskiej ropy. Wcześniej kupowała ok. 200 tys b/d, chociaż już we wrześniu poziom importu spadł poniżej 100 tys. b/d według agencji Bloomberg monitorującej ruch tankowców.
W ostatnich godzinach Bloomberg poinformował również, że także Indie nie planują w listopadzie kupować z Iranu ropy. To już bardzo poważny problem dla Teheranu. Już w sierpniu te zakupy spadły o połowę, a przez pierwsze dwa tygodnie września było to jedynie 250 tys b/d. Tymczasem jeszcze w lipcu importowały prawie 800 tys. b/d ropy naftowej.
Co ciekawe nadal do końca nie wiadomo jak będzie wyglądała kwestia sprowadzania ropy z Iranu przez Unię Europejską (głównie przez Włochy, które dotąd importowały ok. 250 tys b/d) i oczywiście przez Chiny (import w przedziale 700-800 tys. b/d). Wydaje się jednak, że sankcje będą znacznie bardziej restrykcyjne niż te nałożone przez Europę i administrację Obamy jeszcze przed 2015 r. Większych problemów prawdopodobnie Iran nie odczuje w związku z eksportem ropy do Syrii, Birmy czy Turcji, ale to są to stosunkowo mali nabywcy.
Tankowce będą wypełnione, ale ropa nie trafi na rynek
Kilka miesięcy temu szacowano, że irański eksport i produkcja prawdopodobnie nie obniżą się o więcej niż 800 tys. b/d. Teraz, patrząc na rynkowe wydarzenia niewykluczone, że sprzedaż przez Iran ropy za granicę spadnie nawet o półtora miliona baryłek, czyli wyniesie ok. 1 mln b/d w połowie 2019 r. (dane za Facts Global Energy opublikowane przez „Financial Times”).
To olbrzymi ubytek dla światowego rynku zwłaszcza, że zagrożone jest jeszcze 200-300 tys. b/d z Wenezueli (IEA nie wyklucza spadku wydobycia przez Caracas do 1 mln. b/d do końca roku), a także nadal mamy do czynienia z niestabilną sytuacją w Libii (produkcja potrafi nagle spadać o 300-400 tys. b/d).
Kolejnym elementem niepewności na rynku jest fakt, że przez jakiś czas nie będzie dokładnie wiadomo, ile ropy płynie z Iranu. Produkcja może pozostawać względnie duża, ale surowiec nie będzie trafiał do odbiorców, tylko zostanie magazynowany w tankowcach (kilkadziesiąt irańskich tankowców może pomieścić ponad 100 mln baryłek ropy według firmy FGE). Dodatkowo Teheran już rozpoczął działania mające na celu utrudnienie śledzenia przepływu ropy, gdyż stopniowo wyłącza transpondery tankowców.
Wyłączanie transponderów może mieć na celu ominięcie sankcji. „FT” przypominał kilka dni temu, że w 2012 r. „niektórzy dobrze powiązani biznesmeni i organizacje dyskretnie sprzedawali ropę by pomóc rządowi omijać sankcje”. Z drugiej jednak strony obecnie może to być znacznie trudniejsze, chociażby ze względu na bardziej restrykcyjne podejście USA, niż w przypadku poprzednich sankcji.
Mniej ropy w sprzedaży, czyli wyższe ceny na stacjach paliw
Zagrożenie znacznie poważniejszym zmniejszeniem eksportu ropy z Iranu, niż wcześniej przewidywano zwiększa ryzyko niezbilansowanego rynku. Będzie to szczególnie widoczne, gdyby pojawiły się jakieś dodatkowe problemy z podażą wśród głównych producentów (OPEC czy Rosja). Wtedy dyskutowany obecnie scenariusz wzrosty ropy Brent powyżej granicy 100 dolarów za baryłkę stałby się bardzo prawdopodobny. To również oznaczałoby, że ceny paliw na polskich stacjach zaczęłyby rosnąć nawet do 5,5-6 zł za litr.
Jednak nawet w przypadku braku dramatycznych wydarzeń i przyjmując scenariusz zakładający jedynie spodziewane ograniczenie podaży z Iranu podstawowe paliwa na polskich stacjach będą prawdopodobnie na poziomie 4-letnich szczytów, a to oznacza cenę 5,15 zł za litr benzyny bezołowiowej i 5,10 zł za litr oleju napędowego.