Braki żywności i leków, kilometrowe kolejki tirów na granicy i poważne problemy w transporcie lotniczym. Właśnie z takimi ryzykami muszą się mierzyć Brytyjczycy wobec groźby chaotycznego brexitu. Dlaczego jednak, biorąc pod uwagę widmo tak poważnych zaburzeń gospodarczych, funt zyskuje na wartości i jest najmocniejszy do złotego od prawie dwóch lat? – pisze Marcin Lipka, główny analityk Cinkciarz.pl.
Od początku roku brytyjska waluta w relacji do złotego zdrożała o ok. 20 gr i osiągnęła wartości zbliżone do 5 zł. Część tego 4-procentowego umocnienia funta do złotego wynika z ogólnej słabości polskiej waluty. Funt umocnił się jednak również o ok. 3 proc. do euro i 2 proc. do dolara. Jak to możliwe, skoro z Wielkiej Brytanii wycofują się zagraniczni inwestorzy, a widmo chaotycznego brexitu może zagrażać podstawowym funkcjom całego kraju?
Polityczny bałagan
Kampania dotycząca umowy o wyjściu z Unii Europejskiej doprowadziła do jeszcze większej polaryzacji na brytyjskiej scenie politycznej. W kwestii brexitu istnieją olbrzymie podziały zarówno wśród rządzących torysów, jak i wewnątrz opozycyjnej partii pracy. Dowód na to stanowi odejście siedmiu konserwatystów i trzech laburzystów w ostatnich godzinach i utworzenie nowej niezależnej grupy w brytyjskiej Izbie Gmin.
Premier Theresa May wielokrotnie przegrała w ostatnich miesiącach ważne głosowania dotyczące brexitu, co jest przede wszystkim rezultatem silnej opozycji wśród kiludziesięciu konserwatystów w sprawie backstopu, czyli awaryjnego mechanizmu, który w przypadku braku nowej umowy handlowej pomiędzy Unią i Wielką Brytanią zagwarantuje brak granicy na irlandzkiej wyspie.
Backstop nie może być bezterminowy według konserwatywnych rebeliantów, gdyż spowodowałby konieczność utrzymywania unii celnej pomiędzy Wielką Brytanią i Unią Europejską, czyli byłby zaprzeczeniem głównego powodu opuszczenia wspólnoty. Premier May musi więc renegocjować uzgodnioną już umowę (stąd jej środowa wizyta w Brukseli i spotkanie z szefem KE), by eurosceptyczni konserwatyści zaakceptowali jakiekolwiek porozumienie i kraj uniknął chaotycznego opuszczenia Unii.
Backstop zagrożeniem, ale i szansą
Konserwatyści proponowali przez ostatnie tygodnie (zresztą również podczas wcześniejszych negocjacji), by kwestie kontroli granicznych pomiędzy Irlandią i Irlandią Północną były rozwiązane dzięki nowoczesnej technologii. Do tej pory jednak takie narzędzia nie zostały wymyślone i w rezultacie kontrole i tak musiałby być prowadzone na normalnych zasadach, co zaburzyłoby wymianę handlową i przypomniałoby tragiczne wydarzenia konfliktu na irlandzkiej wyspie, które pochłonęły kilka tysięcy ofiar. W rezultacie w minionych godzinach konserwatyści wycofali się z tego pomysłu i chcą innych ustępstw od UE, które pozwoliłby na akceptację umowy przez eurosceptycznych torysów. Jakich?
Przede wszystkim eurosceptycy, którzy budowali swój wizerunek na sprzeciwie w stosunku do Brukseli, potrzebują jakiejś marchewki. Być może byłoby nią bardziej dobitne zaznaczanie, że backstop ma charakter czasowy i priorytetem jest przygotowanie finalnej umowy handlowej. Ten proces rozpocznie się jednak dopiero po formalnym opuszczeniu UE. Umowa natomiast, jeżeli okaże się to konieczne, ureguluje kwestie granicy bez potrzeby jej fizycznego wprowadzenia.
Unia być może by się zgodziła na zrobienie wszystkiego, co możliwe, by nie było potrzeby aktywacji backstopu, ale na pewno się nie zgodzi na wpisanie konkretnej daty. Bez daty z kolei najbardziej zatwardziali eurosceptycy nie ogłoszą zwycięstwa. Choć problem wydaje się nie do rozwiązania, to jednak wyłącznie polityczny detal, który może być doprecyzowany w kolejnych latach (w końcu premier May zgodziła się na problematyczny backstop podczas kilkunastu miesięcy negocjacji).
Gdy będziemy się więc zbliżać do kluczowej daty (29 marca) i zagrożenie chaotycznym brexitem będzie rosło, wtedy presja na konserwatystów może być na tyle duża, by finalnie przyjąć zaproponowane rozwiązanie z niewielkimi zmianami. To może być uzgodnione dosłownie w kilka godzin.
Kontrola parlamentu
Gdy jednak okaże się, że pod koniec lutego konserwatyści nadal są w rozsypce, a premier May niczego nie uzyskała w Brukseli, większą rolę nad procesem negocjacji może przejąć brytyjski parlament. Chociaż nie zdoła on przygotować szybko nowej umowy, to jednak zachowuje przekonanie, że chaotycznego brexitu trzeba uniknąć.
Wtedy możliwe jest przedłużenie okresu negocjacyjnego, zwłaszcza gdyby doszło do wcześniejszych wyborów w Wielkiej Brytanii. Dłuższe negocjacje oznaczają jednak jeszcze mniejsze szanse na chaotyczny brexit.
Ciekawostką natomiast byłoby, gdyby przedłużające się negocjacje spowodowały konieczność kandydowania Brytyjczyków do Parlamentu Europejskiego. Formalnie pozostaliby w Unii, więc powinni brać udział w wyborach. Gdy jednak doszłoby do faktycznego opuszczenia UE, to musieliby się szybko pożegnać z nowymi mandatami.
Politycy lepsi niż wyborcy
Inwestorzy wierzą w jeszcze inną ważną kwestię. Politycy, akurat w kwestii brexitu, mogą być zdecydowanie bardziej przewidywalni niż wyborcy. Decyzja o opuszczeniu UE w referendum z czerwca 2016 r. była całkowitym zaskoczeniem dla rynków, gdyż badania opinii publicznej niedoszacowały siły eurosceptyków.
Obecnie chaotyczny brexit nie ma poparcia w parlamencie, a jakakolwiek umowa spowodowałaby prawdopodobnie wyraźnie umocnienie funta. Zmniejsza ona negatywne gospodarcze skutki opuszczenia Unii, a także otwiera drzwi dla Banku Anglii do podwyżki stóp procentowych, co zwykle pozytywnie wpływa na waluty.
Negocjacje dotyczące finalnej umowy handlowej mogą także przebiegać w stronę bliskich relacji z Unią, zwłaszcza że zachowanie się japońskich przedsiębiorstw z sektora motoryzacyjnego jasno sugeruje, że bez bliskich relacji z Unią inwestycji w produkcję samochodów czy części na Wyspach nie będzie.
Szansa na dalsze umocnienie funta
Rynek może więc przytomnie oceniać, że mimo upływającego czasu i braku porozumienia z Unią realne ryzyko chaotycznego brexitu jest niewielkie. Ogólnie brytyjska waluta jest nadal o ok. 10 proc. słabsza niż przed referendum o opuszczeniu Unii. W najbliższych miesiącach, w przypadku porozumienia, funt powinien odrabiać część tego poreferendalnego osłabienia i umocnić się nawet o ok. 5 proc. To oznaczałoby wyceny sterlinga do złotego na poziomie ok. 5,25 zł.
Oczywiście w przypadku braku umowy z Unią i chaotycznego brexitu spadki funta byłby dramatyczne i mogłyby wynieść więcej niż 10 proc. Realnie jednak ryzyko tak negatywnego scenariusza jest mało prawdopodobne.