W ostatnich latach Polska zrobiła ogromny postęp zarówno w kontekście salda obrotów bieżących, jak i sektora finansów publicznych. Teraz jednak z powodu zbyt szybkiego przejadania owoców wzrostu możemy popaść w poważne tarapaty — pisze Marcin Lipka, główny analityk Cinkciarz.pl.
Opublikowany pod koniec ubiegłego tygodnia przegląd polskiej wiarygodności kredytowej przygotowany przez S&P Global Ratings tylko pozornie jest optymistyczny. Wg prognoz agencji na kolejne lata na Polskę czyhają dwa poważne zagrożenia.
Jedno z nich to szybko pogarszający się bilans rachunku bieżącego (C/A) związany ze zbyt gwałtownym wzrostem importu w relacji do eksportu. Jeszcze w 2017 r. C/A był minimalnie dodatni (0,1 proc. PKB). Za trzy lata natomiast C/A będzie w poważnym deficycie wynoszącym 2,9 proc. PKB (ok. 75 mld złotych).
Równie szybko jak nierównowaga zewnętrzna będzie rosnąć dziura w polskich finansach publicznych. Już w 2020 r. osiągnie poziom 2,6 proc. przyszłorocznego PKB (ponad 60 mld zł), i to bez uwzględnienia programu Emerytura plus, gdyż agencja w swoich szacunkach nie zakłada, by to świadczenie miało charakter stały. Gdyby uznać jednak, że świadczeniobiorcy otrzymają trzynastą emeryturę również w 2020 r., to deficyt można szacować na ok. 70 mld zł, czyli mniej więcej 3 proc. PKB. Dlaczego dla gospodarki, szczególnie takiej jak Polska, bliźniaczy deficyt (twin-deficit) jest takim zagrożeniem?
Sukces mimo trudnych początków
30 lat temu Polska nie miała kapitału (po PRL byliśmy bankrutami). Ponieważ bez kapitału nie ma wzrostu gospodarczego, kraj musiał go pozyskiwać za granicą. Udział zagranicznego kapitału na naszym rynku w przedsiębiorstwach produkcyjnych czy konsumpcyjnych oraz w obligacjach skarbowych powodują, że mamy ujemną pozycję inwestycyjną netto (różnica pomiędzy aktywami zagranicznego kapitału w Polsce i polskiego za granicą).
Od 2014 r. ujemna pozycja inwestycyjna wyraźnie się zmniejsza. Jest to efekt spektakularnego poprawienia się salda obrotów towarowych w latach 2012-2016 oraz wzrostu dodatniego salda usług (transport, podróże, usługi biznesowe). Spowodowało to, że Polska osiągnęła w 2017 r. nadwyżkę na rachunku obrotów bieżących. To dzięki odwadze krajowych przedsiębiorców szukających okazji biznesowych za granicą i względnie niskim wynagrodzeniom pracowników zaczęliśmy spłacać zobowiązania wobec świata.
Kolejnym sukcesem minionych lat (2016-2018) była znaczna redukcja luki VAT, co pomogło finansom publicznym ograniczyć deficyt praktycznie do zera. Skuteczne działanie administracji skarbowej pozwoliło na osiągnięcie skumulowanego jednorocznego efektu uszczelnienia VAT na poziomie 21,7 mld zł (ok. 1,0 proc. PKB) w 2018 r. wg szacunków Polskiego Instytut Ekonomicznego (Policy Paper 3/2019).
Oba wydarzenia, czyli zbilansowanie rachunku bieżącego i sektora finansów publicznych mogą jednak szybko obrócić się wniwecz. Wynika to ze zbyt szybkiej konsumpcji owoców wzrostu. Przede wszystkim jest to związane z nienaturalnie hojnym systemem świadczeń społecznych, które w nowym kształcie utrudniają lub nawet mogą uniemożliwiać przyszły rozwój Polski.
Z dobrej sytuacji w bliźniaczy deficyt
W porównaniu do sytuacji z 2015 r. wydatki sektora finansów publicznych związane z programami społecznymi wzrosną o ponad 60 mld zł rocznie. Składają się na to świadczenia Rodzina 500 plus na każde dziecko i Wyprawka plus (ponad 40 mld zł), obniżenie wieku emerytalnego oraz trzynasta emerytura (ok. 20 mld zł).
Rozwój Polski i bogacenie się społeczeństwa uzasadniało pewną pomoc rodzinom, które tego potrzebowały. Ta pomoc w uproszczeniu powinna jednak być przede wszystkim skierowana do osób z dochodami poniżej mediany. To tam jest największe zagrożenie ubóstwem, zbyt małymi wydatkami na edukację czy zdrowie lub zbyt nisko wartościowym odżywianiem się. To kosztowałoby ok. 15-20 mld rocznie. Kilka miliardów wystarczyłoby także, by zaoferować adekwatną pomoc rodzinom emerytów czy rencistów.
Dodatkowo wydawanie ok. 40 mld każdego roku nie ma już większego przełożenia na budowanie przyszłego kapitału społecznego w kraju. Pieniądze przeznaczane są raczej na konsumpcję bardziej luksusowych dóbr i usług, a nie na poprawę edukacji czy zdrowia. Jeżeli rodzina uzyskująca dochody na poziomie 100 tys. rocznie nie zapewnia odpowiedniego rozwoju potomstwu to przy dochodach 106 tys. czy 112 tys. też prawdopodobnie tego nie zrobi.
Te dodatkowe 40 mld zł sprzyja więc wyższemu importowi. To z kolei pogarsza saldo handlowe (wg danych NBP za luty saldo obrotów towarowych miało wartość minus 25 mld zł za ostatnie 12 miesięcy, czyli najwięcej od 6 lat). Jak wynika z prognoz S&P, to saldo będzie się dalej wyraźnie pogarszać (do minus 3,7 proc. PKB w 2022 r. - czyli prawie 100 mld zł) zwiększając tym samym deficyt C/A.
Wydatki państwa znacznie przekraczające przychody (nawet uwzględniając uszczelnienie systemu podatkowego) będą oznaczać rosnący deficyt sektora finansów publicznych. Według Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) dziura w polskich finansach osiągnie w przyszłym roku 3,1 proc., PKB, czyli ponad 70 mld zł.
Szczególne zagrożenie dla Polski
Jeżeli trzyprocentowy deficyt sektora finansów publicznych i rachunku bieżącego w sytuacji relatywnie dobrej koniunktury się zrealizuje, to będzie oznaczać poważne problemy dla Polski.
Znowu dojdzie do zwiększenia ujemnej międzynarodowej pozycji inwestycyjnej, gdyż ponownie zaczniemy importować kapitał, chociaż do rozwoju powinniśmy już posługiwać w znacznym stopniu swoim (tak jak to robią np. Czechy, które od 5 lat mają dodatnie saldo C/A).
Podwójny deficyt byłby także szczególnie groźny, gdyby doszło do niespodziewanego spowolnienia koniunktury globalnej czy recesji. W takiej sytuacji dziura budżetowa dramatycznie wzrośnie poprzez mniejsze przychody do budżetu i wyższe koszty finansowania długu. Z kraju dodatkowo uciekłby kapitał, co oznacza, że byłoby go jeszcze mniej na inwestycje. Konieczne wtedy byłoby drastyczne zaciskanie pasa, które obniża potencjalny wzrost gospodarczy. Tego wszystkiego doświadczyły Węgry w poprzedniej dekadzie. Spowodowało to opóźnienie rozwoju kraju o co najmniej 10 lat w porównaniu do wcześniejszej ścieżki czy wyników Polski oraz Czech (przypadek Węgier jest szeroko opisywany w opracowaniu Komisji Europejskiej „Macroeconomic imbalances — Hungary” z 2012 r.).
Silnie negatywny bilans strat do korzyści
Zbyt hojna polityka transferów socjalnych dla osób uzyskujących dochody powyżej mediany (idealnie to pokazuje np. Raport Przedwyborczy CenEA 12/04/2019) będzie generować poważne wyzwania zarówno budżetowe, jak i w przypadku salda rachunku bieżącego, który jest miernikiem konkurencyjności kraju.
Przy mniejszych transferach unijnych, gorszych perspektywach globalnego wzrostu gospodarczego, niskich inwestycjach przedsiębiorstw prywatnych, negatywnych trendach demograficznych, rosnących obciążeniach w służbie zdrowia te dodatkowe 30-40 mld zł rocznie powinny służyć jako bufor rozwojowy w przypadku spowolnienia koniunktury. Obecnie natomiast te środki będą głównie spożytkowane na zbyt wysoką bieżącą konsumpcję importowanych dóbr i usług, co finalnie pogorszy długoterminowe perspektywy rozwoju kraju. W przypadku splotu negatywnych wydarzeń może to opóźnić nasz proces doganiania zamożnych gospodarek nawet o 10 lat, jak to miało miejsce w przypadku Węgier.